Przejdź do głównej zawartości

Wcześniejszych wyborów nie będzie

Teatr z rekonstrukcją grupy rekonstrukcyjnej trwa już długo i nie skończy się szybko, ponieważ jest bardzo wygodny dla polityków sejmowej większości. Lata mijają, a dziennikarze nie uczą się nawet na własnych błędach i tańczą do melodii słyszanej z kurnika przy Nowogrodzkiej zamiast uznać, że rekonstrukcja ma po prostu odsunąć w czasie odpowiedzi na trudne pytania oraz opóźnić moment wysypania się spod dywanów władzy nowego syfu.

Nie będzie wcześniejszych wyborów, bo pan Gowin i pan Ziobro nie istnieją bez pana Kaczyńskiego. Jasne, że prezes Prawa i Sprawiedliwości nie liczy się z prezesem Porozumienia i z całego serca gardzi prezesem Solidarnej Polski, ale po pierwsze – Jarosław Gowin nie grzeszy przenikliwością i szóstym zmysłem do politycznych intryg, a więc w sumie koalicjantem jest bardzo wygodnym, a po drugie – Zbigniew Ziobro wie o tych ludziach za dużo, aby Jarosław Kaczyński ryzykował odebranie mu prokuratury, a przede wszystkim setek etatów w państwowych spółkach. Na to jest za późno, bo im bardziej Ziobro nie mógł znaleźć haków na polityków Platformy Obywatelskiej, tym więcej czasu miał nie tyle nawet na szukanie haków na polityków PiS, co na ich zbieranie. Można było nie dawać mu prokuratury i spółek jesienią 2015 roku, a na samym ministerstwie sprawiedliwości nie urósłby aż tak bardzo nawet, gdyby doszczętnie wypłukał Fundusz Sprawiedliwości na wyborcze promowanie swoich zauszników, ale prezes PiS jednak ten błąd popełnił.

W ostatnich tygodniach nic nie wprawiło mnie w takie zażenowanie, jak deklaracja posła PSL Władysława Teofila Bartoszewskiego o bardzo chętnym wejściu w koalicję z PiS, jeśli ludowcy dostaliby od Jarosława Kaczyńskiego ministerstwo sprawiedliwości. Obserwuję poczynania tego pana od dawna i wiem, że po szlachetnym ojcu odziedziczył wyłącznie imię i nazwisko – rozumu na pewno nie. Zdaję sobie sprawę z tego, że politycy PSL od dawna przebierają nogami do jakiejkolwiek koalicji z PiS, a powstrzymuje ich przed tym chyba wyłącznie przekonanie graniczące z pewnością, że zostaną przez Kaczyńskiego oszukani i skończą jak Samoobrona, ale dawanie wiary dziennikarskim spekulacjom, że Kaczyński zaryzykuje wymianę Ziobry na Kosiniaka-Kamysza, a w dodatku Ziobro nie ukorzy się przed Kaczyńskim, gdy tylko ten przypomni mu jego płacz na jednym z wieców, świadczy o naiwności nawet nie dziecięcej, bo dzieci często są roztropniejsze.

Panowie dogadają się i podzielą łupami najdalej do końca października, a potem bezwzględnie wykorzystają trzy lata bez wyborów do tego, aby opozycji jeszcze trudniej było walczyć o wyborcze zwycięstwa. Nie mam złudzeń, że dziennikarze przejrzą na oczy i przestaną serwować opinii publicznej propagandowe brednie sączone im przez Adama Bielana. Nie wierzę też w masowe wyjście Polaków na ulice przeciwko tej władzy – władzę zmienia się przy urnie wyborczej, a mieszkańcy naszego kraju zmarnowali ku temu dwie okazje w 2019 roku i jeszcze jedną 12 lipca 2020 roku.

Zapnijmy pasy albo się módlmy.

Komentarze