Prawie półtora miliona podpisów pod kandydaturą Rafała Trzaskowskiego w niecałe pięć dni to ogromny sukces jego samego oraz Platformy Obywatelskiej i pewnie wiele bezsennych nocy Andrzeja Dudy oraz innych polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale to już zamknięty etap.
Mobilizacja bazowego elektoratu Platformy Obywatelskiej przebiegła bardzo szybko i zakończyła się ogromnym sukcesem – tych wyborców Rafał Trzaskowski już ma i nie zostawią go. Aby 28 czerwca otrzymał znakomity wynik w I turze wyborów prezydenckich, a 12 lipca wygrał II turę i 6 sierpnia objął najwyższy urząd w państwie, już teraz, natychmiast on sam oraz jego polityczne zaplecze muszą przekroczyć samych siebie.
Teraz trzeba wyjść poza swój elektorat, poza ludzi, których dobrze znamy i bardzo lubimy. Świadomie nie mówię, jaka to grupa zawodowa czy zwolennicy, którego konkurenta kandydata PO, ponieważ w tym konkretnym momencie nie ma to żadnego znaczenia. Trzeba wydostać się z własnej „bańki” – czytania gazet i portali, z którymi się zgadzamy, słuchania radia, które towarzyszy nam w drodze do codziennych obowiązków i oglądania telewizji, gdzie pracuje pan lub pani, z którymi od czasu do czasu biesiadujemy.
Broń boże nie chcę, aby to zabrzmiało arogancko, ale muszę nazywać rzeczy po imieniu – największe miasta (wojewódzkie) Rafał Trzaskowski ma już po swojej stronie. To jednak za mało, aby wygrać. On sam oraz jego zaplecze muszą zejść na poziom powiatów i gmin – znaleźć czas na poważną i uczciwą rozmowę o lokalnej rzeczywistości. Pewnie nie zawsze będzie miło, ale zawsze będzie warto.
Warto, zwłaszcza w zderzeniu z prezydentem Andrzejem Dudą, który wpada w nerwowy dygot, gdy na kampanijnym szlaku spotyka człowieka, który nie prosi za jego wstawiennictwem o podziękowanie za coś kolegom z PiS i nie wyznaje, że rozmowa twarzą w twarz z tą konkretną głową państwa jest spełnieniem jego życiowego marzenia. Fachowcy nazywają to syndromem pałacowym, a ja po prostu odklejeniem. Tak czy inaczej, Rafał Trzaskowski ma ogromne pole do pokazania, że słyszy, szanuje i rozumie ludzi bez względu na to, gdzie się urodzili, gdzie mieszkają i jak zasobny jest ich domowy budżet.
To jest dokładnie ten moment i lepszego nie będzie przez kolejne trzy lata, a może nawet przez trzy dekady. Nie jutro, po długim weekendzie czy dwie doby przed ciszą wyborczą – wtedy może być już za późno. Trzeba natychmiast rozbudowywać mobilizację, ponieważ wytworzy ona energię, której nikt i nic nie powstrzyma – ani sztuczki magików od PR ze spółki Solvere, ani cysterna fekaliów za kierownicą której ponownie zasiadł Jacek Kurski. To właśnie tego zjawiska boją się politycy PiS i to właśnie z tym zjawiskiem przegra Andrzej Duda. Rafał Trzaskowski jest dziś tym opozycyjnym politykiem, który będzie w stanie to zjawisko rozszerzać. Nie zrobi tego nikt inny.
Komentarze