Przejdź do głównej zawartości

Schetyna albo śmierć

Kiedy w styczniu 2016 r. przejmował władzę w Platformie Obywatelskiej, wiedziałem, że nie będzie mu łatwo. Wiedziałem, że uporządkowanie partii opozycyjnej po ośmiu latach rządzenia, to przede wszystkim konieczność zmiany mentalności ludzi przyzwyczajonych do bycia politykami partii rządzącej. Opozycja to ciężka praca od świtu do nocy, nie w wygodnych gabinetach, ale w terenie – wśród tzw. zwykłych ludzi. Nie przez dzień, tydzień, miesiąc czy rok – przez pełne cztery lata opozycyjnej kadencji parlamentu. Bo nawet jeśli prawdą jest, że można się do wyborów parlamentarnych przygotować od zera w kilka miesięcy, to mówimy tu o partii przekraczającej próg wyborczy, a nie takiej, która może odebrać władzę swoim przeciwnikom – potwierdzają to losy politycznych inicjatyw Janusza Palikota i Ryszarda Petru. Przygotowywać partię polityczną do jakichkolwiek wyborów w takim stopniu, aby mogła je wygrać trzeba latami.

Wiedział o tym Grzegorz Schetyna dlatego, gdy wprowadził się do swojego gabinetu, bardzo szybko opuścił go i ruszył w teren. Rozmawiał z działaczami, okazywał im szacunek i wsparcie, tych którzy chcieli odejść, przekonywał, aby zostali, bo byli są i będą dla niego kluczowi. Podawanie ręki i życzliwe rozmowy były niezbędne, ponieważ Donald Tusk od lat odcinał się od tych ludzi i upokarzał ich, a Ewa Kopacz często nawet nie wiedziała o ich istnieniu. Udało się. Nie było żadnego buntu i bolesnych odejść. Wyrzucono tylko tych, dla których sensem egzystencji były intrygi, a nie ciężka praca na przekór niesprzyjającym okolicznościom. Na ich miejsce przyszło do partii wielu innych, którzy chcą ciężko pracować. Już po dwóch miesiącach odbyła się inauguracja Klubów Obywatelskich, których powstanie nowy lider PO zapowiedział w swoim przemówieniu tuż po ogłoszeniu wyników wewnętrznych wyborów. Do dziś Kluby Obywatelskie były otwarte dla każdego, kto chciał przyjść i porozmawiać tysiące razy w setkach miejsc w całej Polsce. Czy to nie świadczy o skuteczności Grzegorza Schetyny?

Równolegle z Klubami Obywatelskimi ruszyły prace nad samorządowym programem Platformy. Politycy PO wiedzą, że trzeba samorządy traktować poważnie, a poważnego programu nie da się napisać w miesiąc. Prace nad nim ruszyły zatem na początku 2016 r., a opinia publiczna może zapoznawać się z nim od listopada 2017 r. Nowy szef zbudował wewnątrz zespół do opracowania kompleksowego programu aktywizacji oraz wsparcia osób starszych. W ramach projektu Polska Seniora w całym kraju odbyło się ok. 70 spotkań z osobami starszymi, na których politycy PO przedstawiali im swoje pomysły oraz wsłuchiwali się w ich problemy po to, aby móc je rozwiązywać po wygranych wyborach samorządowych i parlamentarnych. Co dwa tygodnie (poza posiedzeniami Sejmu) w każdym powiecie danego województwa politycy Platformy Obywatelskiej spotykali się z tzw. zwykłymi ludźmi w ramach projektu Spotkań Obywatelskie Mazowieckie, Dolnośląskie, Kujawko-Pomorskie itp. Czy to nie świadczy o tytanicznej pracowitości i żelaznej konsekwencji Grzegorza Schetyny?

Grzegorz Schetyna z żoną Kaliną

W mediach od pierwszych dni kadencji Grzegorza Schetyny trwała koszmarna nagonka na niego samego raz na jego partię. Dziennikarze, publicyści i domorośli analitycy ogłaszali koniec Platformy Obywatelskiej średnio trzy razy w tygodniu, a pod adresem jej lidera kierowano najrozmaitsze zarzuty wyssane z palca i najpodlejsze obelgi, na które nie zadłużył nikt. Fala nienawiści wylała się również w sieci i leje się do dziś, choć ci, którzy tak ochoczo żeglują w szambie nie raz i nie dwa w ciągu minionych lat wypadli za burtę tkwiąc po uszy w brązowym szlamie. Jeśli największą wadą lidera PO ma być to, że nie wchodzi na drabinkę i nie wrzeszczy nienawistnie z miesięczną regularnością, to możemy spać spokojnie. Jeśli był i jest obiektem nagonki dlatego, że nie opowiada gładkich PR-owskich formułek i kretyńskich progresywnych zaklęć, to również nie ma się czym przejmować. Nie są to realne problemy i prawdziwe wady – to chore wymysły malkontentów, których szlag trafia dlatego, że Schetyna nie daje sobą sterować i manipulować. Wściekłość ich była, jest i będzie tym większa, im bardziej on będzie skuteczny w osiąganiu swoich krótko, średnio i długookresowych celów. Jak on śmie nie załamać się pod oskarżeniami o brak charyzmy? Jak śmie robić swoje, gdy pojawiają się sondaże, w których nieufność wobec niego deklarują ufający Dudzie, Szydło i Morawieckiemu? Jak śmie nie oddać władzy w partii pod wpływem twierdzeń internetowych liderów opinii, że go nie lubią i grożących, że oni i ich rodziny nie zagłosują na PO dopóki on będzie szefem partii? Nie ma przecież znaczenia, że w styczniu 2016 r. poparcie dla Platformy Obywatelskiej wynosiło 13% a w czerwcu 2018 r. 28%. Schetyna jest zły i koniec. Ktoś inny byłby lepszy. Kto? Nie wiemy. Dlaczego tak uważamy? Bo tak. Spora część medialnej nagonki na Grzegorza Schetynę była inspirowana z Brukseli. Donald Tusk był zbyt dumny, aby przeprosić swojego następcę w partii za próby zniszczenia go podejmowane od października 2009 r. W Platformie Obywatelskiej była grupa ludzi, którzy kariery zawdzięczali Tuskowi i uznali, że sączenie do mediów nienawiści wobec Schetyny jest naturalnym wyrazem lojalności wobec byłego szefa partii. Niektórzy z tych ludzi są w Platformie nadal, ale część z nich poszła po rozum do głowy i współpracuje z obecnym liderem.

Nie łatwo pracować w takich warunkach i niejeden załamałby się nerwowo po kilku dniach. Ci od nagonki w internetowych komentarzach podjęliby ze cztery próby samobójcze w ciągu miesiąca – tacy z nich twardziele pewni słuszności swojego wyobrażenia o polityce i politykach. Grzegorz Schetyna nie załamał się. Robiąc i nadzorując to wszystko o czym już napisałem, przystąpił do budowania strategicznej współpracy ze środowiskami Katarzyny Lubnauer i Barbary Nowackiej znanej dziś jako Koalicja Obywatelska. KO ma w sondażach ok. 30% poparcia i jest jedynym organizmem politycznym, który może pokonać PiS w wyborach samorządowych – a to te wybory są dziś najważniejsze – i uratować najbliższe otoczenie każdego z nas przed centralnym sterowaniem z warszawskiej siedziby partii Jarosława Kaczyńskiego. Koalicja Obywatelska jest jedyną alternatywą dla PiS nie dlatego, że tak chce przewodniczący Platformy. Wielu było takich, którzy twierdzili, że potrafią zbudować alternatywę, wielu cieszyło się i nadal cieszy przychylnością sporej grupy dziennikarzy, a mimo to wszyscy oni oraz ich otoczenie zmieściliby się w bagażniku Volvo S60 polityka z Dolnego Śląska.

Pierwszy był Ryszard Petru, który tuż po wyborach parlamentarnych 2015 właściwie zamieszkał w mediach, a pod koniec tamtego roku sam ogłosił się liderem opozycji, ignorując świętą zasadę demokracji parlamentarnej, że liderem opozycji jest szef największej partii opozycyjnej. Skończył się, gdy nie zapanował nad własnym rozporkiem. Następny był Mateusz Kijowski, którego niektórzy porównywali do Lecha Wałęsy. Jego upadek rozpoczął się, gdy zaczął arogancko pouczać szefa PO, a dopełnił się ostatecznie, gdy okazało się, że ma lepkie ręce. Potem była moda na Władysława Frasyniuka, który co prawda karierę polityczną skończył w 2005 r. z wynikiem 2,4% głosów, ale okrzyknięto go liderem opozycji, bo kilka razy krzyczał na ulicach. Potem był Robert Biedroń, który z kolei nawet na ulicach nie krzyczał i nie miał porządnej wiedzy z żadnej dziedziny, ale media jadły mu z ręki, ponieważ swoim infantylizmem dorównywał wielu dziennikarzom i mówił im dokładnie to, co chcieli usłyszeć – często w drugim zdaniu wykluczając to, co powiedział w pierwszym. Odwrócili się od niego, gdy uciekając ze Słupska po aferze pedofilskiej w podległym miastu ośrodku kultury oznajmił, że buduje partię polityczną, która nie ma jeszcze ani logo, ani nazwy, ani struktur, ani programu. Błaganiem o czas do lutego wywołał zażenowanie i kpiące wzruszenie ramionami.

Obok zewnętrznych prób rozbijania Platformy Obywatelskiej, spora część mediów podejmowała takie próby również wewnątrz partii. Najpierw miały do tego doprowadzić wyssane z brudnego palca Michała Kamińskiego spekulacje o tworzeniu partii w kontrze do Platformy przez Donalda Tuska. Gdy Tusk postawił krzyżyk na Kamińskim i został w Brukseli, próbowano rozwalić PO rękami Borysa Budki i Rafała Trzaskowskiego. Apogeum tych wysiłków był sondaż na zlecenie skrajnie lewicowego portalu, w którym zapytano, kto powinien być szefem PO i Nowoczesnej. Budka i Trzaskowski nie dali się złamać, ale już w N dokonano przewrotu i dziś nikt już tam nie pamięta o założycielu formacji. Uzupełnieniem tego wszystkiego były światłe analizy Kazimierza Marcinkiewicza i wiekopomne felietony Grzegorza Sroczyńskiego, a także paszkwile Aleksandry Pawlickiej, Renaty Grochal i współpracowników „GW”. Wszystko to zakończyło się kompromitacją ich autorów, a Grzegorz Schetyna cierpliwie budował Koalicję Obywatelską. Aż zbudował.



Zastanówcie się choćby przez chwilę nad konsekwencjami innego rozwoju wypadków. Co byłoby, gdyby ktoś inny został szefem Platformy Obywatelskiej? Czy potrafiłby zrobić porządek i zmobilizować członków partii do ciężkiej pracy? Nie, ponieważ nikt nie miałby w sobie tyle uporu i chęci do pracy, tyle konsekwencji w działaniu i odpowiednich zdolności analitycznych niezbędnych do wyciągania wniosków z bieżącej sytuacji, planowania działań na przyszłość i takiej szybkości podejmowania decyzji w sytuacjach nadzwyczajnych oraz tak rozległej wiedzy o mechanizmach funkcjonowania partii i państwa, jakie ma Grzegorz Schetyna. Nikt też nie byłby też równie odporny na naciski mediów. Zastanówcie się, co by się stało, gdyby Budka i Trzaskowski ulegli podszeptom dziennikarzy i spróbowali zrobić rozłam w PO. Kto przygotowałby alternatywę dla partii Kaczyńskiego na wybory samorządowe? Protasiewicz, Kamiński, Huskowski i Niesiołowski? A może Kukiz? Albo Biedroń, Czarzasty i Zandberg? Też nie? No to może Kijowski, Frasyniuk i Petru? Nie? Ale jak to? Przecież wielu z was uważa, że Schetyna jest do niczego. Chyba musicie przemyśleć swoje dotychczasowe zachowanie. Dobrze byłoby też, gdybyście zaczęli szanować człowieka, który na to naprawdę zasługuje.

21 października i 4 listopada są wybory – trzeba pójść i zagłosować. Wygra je Koalicja Obywatelska albo PiS. Trzeciej opcji nie ma i nigdy nie było. Polska ma przyszłość. Wszystko w twoich rękach.

Warto przeczytać również:

Komentarze