Przejdź do głównej zawartości

Upadek Biedronia

Niedawno jeszcze był pupilkiem liberalnych mediów wynoszonym na wszystkie możliwe stanowiska w polskiej polityce. Dziś jest już tylko sfrustrowanym pajacem na smyczy swojego PR-owca. Właśnie obserwujemy widowiskowy upadek Roberta Biedronia. Opowiadał wyuczone frazesy i zapowiadał budowę politycznej alternatywy dla dwóch największych partii, niemal mieszkał w mediach, a dziennikarze jedli mu z ręki. To już chyba przeszłość.

Gdy kilka tygodni temu oznajmił, że nie chce być prezydentem Słupska wyszło na jaw, że nie ma nic do zaproponowania, bo jego projekt polityczny to mrzonka do tego stopnia, że nie ma nazwy ani logo. O strukturach w terenie i programie nawet nie ma co wspominać. Jedyne co miał do powiedzenia to błaganie o czas do lutego, bo wtedy podobno ta góra w bólach urodzi mysz. Dziennikarze go opuścili, bo dwa miesiące przed wyborami samorządowymi, wybory do Parlamentu Europejskiego zaplanowane na połowę przyszłego roku średnio interesują nawet samych eurodeputowanych.

Gdy ktoś ma ego większe nawet od ego Radosława Sikorskiego, brak zainteresowania opiniotwórczych mediów bardzo szybko staje się bardzo bolesny. No, ale co można powiedzieć, jeśli mityczna „partia Biedronia” to dziś twór bardziej mityczny niż samochód elektryczny polskiej produkcji? Trzeba ze zdwojoną siłą uderzać w Koalicję Obywatelską. Dlaczego w KO, a nie w SLD? Dlatego, że SLD nikogo dziś nie interesuje, a swą działalność skupia na podsycaniu sentymentów do PRL u funkcjonariuszy służb tamtego okresu. Dlaczego nie atakuje PiS? Nie wiadomo. Być może coś na niego mają albo coś mu obiecali. Wczoraj był gościem rządowej TVP Info, gdzie opowiadał bzdury o sądownictwie i opluwał Koalicję Obywatelską.

O ile jeden czy dwa rutynowe ataki na Koalicję Obywatelską byłyby mu pewnie wybaczone, o tyle ataki ciągłe i niezwykle zaciekłe, zaczęły irytować nawet tych, którzy jeszcze niedawno uważali się za hipotetycznych wyborców jego wirtualnej partii. Do ludzi dociera bowiem coraz bardziej, że nie ma znaczenia czy Grzegorza Schetynę lubią czy nie, bo tak czy inaczej to on, a nie ktokolwiek inny zbudował jedyną prawdziwą alternatywę dla partii Jarosława Kaczyńskiego na wybory samorządowe, a pół roku temu, dwa miesiące temu, tydzień temu i dziś liczą się tylko właśnie te wybory. Budując dobre relacje osobiste z Katarzyną Lubnauer i Barbarą Nowacką, zbudował solidny fundament współpracy politycznej. Pokazał, że jest mężem stanu i w tych wszystkich swoich działaniach jest niezwykle autentyczny – widać, że swoją pracę wykonuje z wielką pasją.

Nie jestem i nigdy nie będę sympatykiem Barbary Nowackiej. Doceniam jednak, że przystąpiła do współpracy z Grzegorzem Schetyną i Katarzyną Lubnauer rezygnując z tej części swoich postulatów, które są ultraradykalne, a skupiając się na kwestiach dożywiania dzieci w szkołach i darmowej komunikacji dla nich. Dlatego nie mogę zaakceptować tego, że Robert Biedroń dziś rano w Radiu TOK FM kpił z tej współpracy i okazał Nowackiej pogardę mówiąc, że jest przez nas tresowana. To jest zachowanie, które w moim systemie wartości jest absolutnie niedopuszczalne wobec kobiet. Złość i zażenowanie na podłość Biedronia mieszają się u mnie z satysfakcją z tego, że miałem co do niego rację, a on swoją nikczemnością tę rację dodatkowo spotęgował: Jest nikim.

Cieszę się, że Robert Biedroń nie wytrzymał ciśnienia i pokazał, jaki jest naprawdę. Cieszę się, że wystarczyła do tego miesięczna nieobecność w TVN24 i jeden sondaż, w którym jego nieistniejąca partia zanotowała zaledwie 3% ewentualnego poparcia, po wcześniejszym sondażu dającym jej 8%.

Komentarze