Przejdź do głównej zawartości

O nienawiści w polityce, którą tworzą i podsycają nie tylko politycy, ale także dziennikarze

Tragiczna śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza uruchomiła w mediach dyskusję o nienawiści w polityce. Justyna Pochanke z TVN24 zasygnalizowała nawet, że będzie chciała wymusić na politykach deklarację, że wyrzucą z partii każdego, kogo media uznają za siewcę politycznej nienawiści. To czysty absurd, bo dziennikarze czy publicyści nie są od tego, aby cokolwiek na kimkolwiek wymuszać, jeśli nie walczą np. z urzędniczą niesprawiedliwością wobec samotnej i schorowanej staruszki.

Dziennikarze od wielu lat starają się uprawiać własną politykę rękami polityków, bo oczywiście żaden dziennikarz nie ma odwagi zostawić swojej wygodnej posady i wejść do polityki ryzykując utratę wielu przywilejów i sporych pieniędzy. Próbując coś wymuszać na politykach z krwi i kości, dziennikarze nie wahają się sięgać po nagonkę. Na porządku dziennym są sondaże, które co prawda są infantylne i dziecinne, a więc nie mają żadnej wartości merytorycznej, ale za to doskonale nadają się do skłócania polityków między sobą, jeśli jakiś polityk nie chce np. zagwarantować mediom szerokiego dostępu do budżetów reklamowych państwowych spółek, gdy będzie o tym decydował po zdobyciu władzy. Dziennikarze (świadomie nie używam słowa „media”, by nie rozmywać adresata) do wymuszania czegoś na politykach dużych partii używają również politycznych celebrytów, których domniemany ciężar polityczny nie przekracza 10% poparcia. Nie słyszę jednak o potrzebie wewnątrzśrodowiskowej debaty – słyszę natomiast, że to politycy powinni się opamiętać.

Nie liczę na refleksję przedstawicieli mediów. Z ekranów telewizorów, z radiowej fonii oraz prasowego papieru nie zniknie ani Władysław Frasyniuk, którego publiczna działalność od trzech lat sprowadza się do hejtu wobec Grzegorza Schetyny, ani Stefan Niesiołowski, który w swojej nienawiści do Schetyny nie wahał się spróbować rozsadzić PO od środka, ani Michał Kamiński i Jacek Protasiewicz, którzy świadomi, że jest ro ich ostatnia kadencja Sejmu, wypuszczają bardzo regularnie różne polityczne plotki, aby tylko zaistnieć w mediach. Dziennikarze, którzy przecież świadomie sprowadzają politykę i debatę publiczną na poziom plotek, spekulacji i tego czy ktoś kogoś lubi czy nie, nie pójdą po rozum do głowy, nie zaczną być przyzwoici i nie będą teraz nagle poważnymi i wiarygodnymi przedstawicielami zawodu, który wykonują, bo zamordowany został prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Chciałbym się mylić.

Dostrzegam oczywiście istnienie internetowych trolli (nie mówię o bootach, bo to tylko technika), którzy są w stanie opluć każdego, w każdej sprawie i o każdej porze. Przez lata doskonale wyspecjalizowało się w tym Prawo i Sprawiedliwość. Przez 9 lat mojej aktywności w serwisie społecznościowy Twitter zablokowałem na pewno setki, a pewnie nawet tysiące trolli PiS i mam spokój. W grudniu jednak byłem obiektem nagonki trolli, które nie popierają PiS, - a wręcz przeciwnie – deklarują popieranie Platformy Obywatelskiej. Mimo tego, że jestem członkiem tej partii, znam osobiście najważniejszych jej przedstawicieli i nigdy nie przekroczyłem granicy, za którą znalazłbym się w towarzystwie, w którym znaleźć się nigdy bym nie chciał.

Przyznaję, że podczas polemik bywam ostry, a nawet bardzo ostry i zdarza mi się nie czerpać z tego dumy i satysfakcji. Gdy uznałem, że przegiąłem lub, gdy ktoś zwrócił mi uwagę, nie miałem problemu z napisaniem słowa „przepraszam”, bo jeśli jest powód, to trzeba przeprosić – żadna w tym ujma. Problem w tym, że tak, jak trolli PiS obserwują prominentni politycy tej partii, tak najważniejsi politycy mojej partii obserwują trolli deklarujących poparcie dla PO. Obok refleksji dziennikarzy, powinna nastąpić refleksja polityków. Hejt nie bierze się jednak z takiego czy innego ułożenia list wyborczych tej czy innej partii. Bierze się on z chodzenia na skróty i przymykania oczu dla świętego spokoju.

Źródło grafiki: http://zachwytyinarzekania.pl/nienawisc-nasza-powszednia/

Komentarze