Przejdź do głównej zawartości

Hamulcowy

Politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego chodzą do dziennikarzy i opowiadają, że koalicja z Platformą Obywatelską przed wyborami do Parlamentu Europejskiego czy też taka obejmująca jednocześnie wybory do PE oraz do Sejmu i Senatu, powstałaby już dawno, gdyby nie lider PO, któremu ponoć nie zależy na wygraniu wyborów. Jak przystało na ludzi odważnych i pewnych siebie - mówią to anonimowo. Jako analityk i pasjonat polityki postanowiłem odnieść się do tych wynurzeń i napisać, jak to naprawdę wygląda.

Koalicja Platformy Obywatelskiej z PSL i Nowoczesną - obojętnie czy tylko na wybory do PE, czy również te na jesieni – byłaby gotowa już dawno, gdyby nie słabość ludowców oraz N, a także osobista słabość liderów obydwu formacji. Nie jest tajemnicą, choć media udają, że nie ma tematu, że Władysław Kosiniak-Kamysz, choć jest prezesem partii z zaledwie pięcioprocentowym poparciem, nie kontroluje jej – faktycznie w PSL rządzą Adam Struzik (marszałek Mazowsza), Marek Sawicki (były minister rolnictwa) oraz eurodeputowany tej partii Jarosław Kalinowski. W ostatnich wyborach samorządowych ludowcy na poziomie sejmików województw stracili aż 55% mandatów – oznacza to utratę pracy przez tysiące działaczy i drastyczne obniżenie morale wewnątrz partii.

Niewiele lepiej jest w Nowoczesnej, bo choć samorządowa koalicja z Platformą Obywatelską była dla Katarzyny Lubnauer darem niebios i dużym sukcesem, partia tonie w długach, a sondaże nie pozostawiają wątpliwości: 1,5% poparcia oznacza, że partia praktycznie nie istnieje. Jednocześnie, sytuacja ta trwa wystarczająco długo, aby porzucić nadzieję na odwrócenie niekorzystnego trendu. Sama szefowa N dodatkowo pogorszyła swoją sytuację, gdy ogłosiła, ze Koalicja Obywatelska nie istnieje. Obraziła w ten sposób zarówno wyborców KO, jak i jej radnych na wszystkich szczeblach samorządu.

Kluby parlamentarne obydwu partii nie istniałyby bez pomocy posłów Unii Europejskich Demokratów – kanapowej, marginalnej, praktycznie nieistniejącej partii złożonej z Jacka Protasiewicza i Michała Kamińskiego – po tym, gdy do dolnośląskiego sejmiku z list Rafała Dutkiewicza uciekł Stanisław Huskowski, a w prawach członka koła parlamentarnego UED został zawieszony Stefan Niesiołowski. Protasiewicz, Kamiński i Huskowski zostali w lipcu 2016 r. wyrzuceni z Platformy Obywatelskiej ponieważ jątrzyli wewnątrz partii i podżegali do buntu przeciwko Grzegorzowi Schetynie. Niesiołowski odszedł z PO sam, ponieważ liczył, że będzie broniony przez posłów PO, a Grzegorz Schetyna ugnie się pod naporem klubowej krytyki i Niesiołowski będzie mógł wrócić. Przeliczył się i został z niczym.

Co daje partiom posiadanie klubu parlamentarnego? Służbowy samochód na koszt Kancelarii Sejmu. Na tym zależało Kosiniakowi-Kamyszowi i Lubnauer tak bardzo, że najpierw PSL przygarnęło czworo nieudaczników z UED do siebie, a potem wypożyczyło Protasiewicza do klubu N. Jacek Protasiewicz wie, że jest politycznie skończony i nie pomoże mu ani Donald Tusk, ani Rafał Dutkiewicz W takiej samej sytuacji jest Michał Kamiński. Widząc polityczną słabość prezesa ludowców oraz przewodniczącej Nowoczesnej, postanowili ich rękami wymusić na Grzegorzu Schetynie miejsca na listach wyborczych dla siebie – z jednej strony wmawiając im, że koalicja z PO wcale nie jest im potrzebna, a z drugiej strony – że koalicję można stworzyć w ostatniej chwili.

Gdyby liderzy PSL i N potrafili zrezygnować ze służbowych samochodów, Protasiewicz i Kamiński nie istnieliby politycznie, a koalicja obydwu partii z Platformą Obywatelską byłaby zawarta jeszcze w styczniu.

Komentarze