Przejdź do głównej zawartości

Gdy wszyscy siedzą w domach, Andrzej Duda prowadzi kampanię

Główny Inspektor Sanitarny poinformował w sobotę, że w naszym kraju wyleczono trzynaście osób zarażonych koronawirusem. Nic to, że koronawirus rozwija się czternaście dni, a w Polsce ledwie tydzień wcześniej odnotowano pierwsze zarażenia. „Wyleczono” z „koronawirusa”, czyli władza ma sukces.

Tego samego dnia urzędujący prezydent Andrzej Duda, który w zaplanowanych na 10 i 24 maja wyborach prezydenckich ubiega się o reelekcje, wizytował szpital w Garwolinie. Nie szkodzi, że prezydent RP nie ma żadnych prerogatyw w obszarze systemu ochrony zdrowia, a wygłoszone przez niego do kamery banialuki tuż po wyjściu z placówki niczego nie wnoszą do tematu zagrożenia epidemiologicznego – głowa państwa troszczy się o obywateli, a rządowa telewizja postara się o nagłośnienie tego faktu.

Inni kandydaci na najwyższy urząd w państwie, zupełnie zawiesili prowadzenie swoich kampanii. Gdyby – jak Andrzej Duda – wykorzystali pretekst, jakim było ogłoszenie, że trzynastu wyzdrowiało i zaczęli prowadzić kampanię, natychmiast zostaliby przez wszystkie media (a zwłaszcza przez te podobno niechętne PiS) oskarżeni o brak skrupułów, brak standardów moralnych i całkowity brak zrozumienia szczególnej sytuacji w jakiej znalazło się państwo. Rzecz jasna, te same media nie zapytały Głównego Inspektora Sanitarnego, jak to możliwe, aby w tydzień wyleczono trzynaście osób, skoro choroba pojawia się po dwóch tygodniach. Za duże ryzyko, że spółki Skarbu Państwa jeszcze mocniej dokręcą kurek z pieniędzmi na reklamy. Tyle, jeśli chodzi o pryncypia w świecie mediów.

Nie chcę być gołosłowny. Również w sobotę, w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24 profesorowie Andrzej Rychard i Paweł Śpiewak przez trzydzieści minut odsądzali od czci i wiary wszystkich polityków uczestniczących dziś w życiu publicznym naszego kraju. Nie padły żadne nazwiska, ale dostało się wszystkim bez wyjątku środowiskom politycznym. Że są do niczego, że niczego niewiedzą, na niczym się nie znają, że niedorośli do wyzwań współczesności. Gdy tego rodzaju kalumnii słuchają ludzie, którzy – w odróżnieniu ode mnie – nie przyjmują głosu „ekspertów” z odruchem potrzeby konfrontacji wygłoszonych tez z rzeczywistością, nie będą skłonni darzyć polityków szacunkiem nawet na zupełnie podstawowym poziomie. Nie mówiąc o zaufaniu im.

Warto wiedzieć, że prof. Rychard nigdy nie miał odwagi zweryfikować swojej popularności poprzez kandydowanie w jakichkolwiek wyborach, a dorobek polityczny prof. Śpiewaka jest gorzej niż skromny. Do wewnątrzpartyjnych legend Platformy Obywatelskiej trafiła sytuacja, gdy Donald Tusk publicznie wykazał Pawłowi Śpiewakowi, że jego twierdzenia nijak się mają do faktów. Śpiewak zrobił się czerwony na twarzy, a krótko po tamtej sytuacji zakończył swoją polityczną karierę. Minęło wiele lat, ale za mało, aby nauczył się pokory.

Konkluzją wywodu Rycharda i Śpiewaka było przekonanie, że koronawirus wyłoni obywatelskiego lidera politycznego, który zmiecie ze sceny wszystkich dotychczasowych.

Komentarze