Przejdź do głównej zawartości

Nikt już nie uwierzy w koniec demokracji

Popełniliśmy wielki błąd. My, czyli opozycja wobec Prawa i Sprawiedliwości – polityczna, uliczna, branżowa – każda. Zbyt szybko uznaliśmy, że obserwujemy koniec demokracji, gdy PiS zawłaszczało Trybunał Konstytucyjny, aby zniszczyć go z pełnym ceremoniałem. Opozycja polityczna uległa presji części mediów, które z kolei uległy presji środowisk prawniczych mocno zblatowanych przez swoje najgłośniejsze persony z najgłośniejszymi nazwiskami środowiska dziennikarskiego.

Opozycja polityczna, która generalnie była przez media wytykana palcami, wtedy była na tyle słaba, że uległa presji kilku społecznych radykałów, którym kilka razy udało się wyprowadzić na ulice w ramach protestów sporą grupę obywateli, jak na polskie normy liczebności manifestacji, ale jednak zaledwie ułamek wyborców opozycji i promil tych mieszkańców naszego kraju, którym nie jest wszystko jedno.

Trybunał Konstytucyjny upadł i świat się nie zawalił. To pewnie dlatego, że nie w każdym kraju na świecie jest sąd konstytucyjny oraz dlatego, że przeciętny zjadacz chleba nie czuje wpływu przestrzegania konstytucji na komfort swojego codziennego życia. Pewnie również dlatego, że ówczesny prezes TK prof. Andrzej Rzepliński w pewnym momencie klinczu z władzą zupełnie się pogubił i zaczął z nią kupczyć zasadami, które jeszcze chwilę temu uważał za wieczne i święte – „ja dopuszczę do orzekania waszych, a wy dopuśćcie tych, których prawidłowo wybrała do Trybunału sejmowa większość PO-PSL”. Tak się nie robi, to był strzał w stopę i gwóźdź do trumny tej instytucji.

Po unicestwieniu sądu konstytucyjnego władza zabrała się za Sąd Najwyższy i to faktycznie rozzłościło masę ludzi – większą niż rok wcześniej przy okazji rozwalania TK i z bardziej perspektywiczną średnią wieku uczestników. Niezawisłości TK broniło pokolenie moich rodziców lub starsze, młodych ludzi na tamtych zgromadzeniach nie było wcale, a SN bronili w ogromnej liczbie moi rówieśnicy lub osoby ode mnie młodsze. Lipiec 2017 był bardzo gorący nie tylko przez pogodę. Zostało to jednak całkowicie zmarnowane, ponieważ w kulminacyjnym momencie tamtych protestów I Prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf po prostu wyjechała na urlop. Potem jeszcze kilka razy udowodniła, że jest postacią kuriozalną i nie udźwignęła spoczywającej na niej odpowiedzialności. Mamy 1 kwietnia 2020 roku – za trzy tygodnie Małgorzata Gersdorf kończy swoją kadencję w Sądzie Najwyższym i nikt – dosłownie nikt – nie będzie po niej płakał.

Społeczeństwa obywatelskiego z prawdziwego zdarzenia właściwie w Polsce nie ma. Komitet Obrony Demokracji, który miał szansę być pierwszą ogólnopolską i prężnie działającą organizacją pozarządową, stracił swoje znaczenie, gdy jego lider uwierzył\, że jest drugim Wałęsą i zaczął arogancko pouczać szefów opozycyjnych partii politycznych, a ostatecznie upadł, gdy wyszło na jaw, że Mateusz Kijowski ma lepkie ręce. „Obywatele RP” pod wodzą Pawła Kasprzaka okazali się zaś za bardzo radykalni, aby centrowi politycy wchodzili z nimi w jakiekolwiek układy, a potem zredukowali się do tęczowej Matki Boskiej. Dziś ani KOD-u, ani „Obywateli RP” nikt już nie potrzebuje.

Wprowadzanie powszechnego głosowania korespondencyjnego, gdy uprawnionych do głosowania jest trzydzieści milionów ludzi i robienie tego na pięć tygodni przed wyborami wygląda na próbę zamachu stanu – tym bardziej, że komisje wyborcze mają składać się z zależnych od władzy policjantów i żołnierzy. Ci ludzie nie gwarantują rzetelności wykonywania procedur, jeśli do tego dojdzie będziemy prawnym bantustanem, a odbudowa zniszczonych mechanizmów oraz reputacji – o ile w ogóle będzie kiedyś możliwa – zajmie wiele pokoleń.

Nie liczcie na to, że Andrzej Duda przejmie się tym, że na II kadencję zostanie wybrany przez 10% uprawnionych albo tym, że głosy będą liczyć ludzie Mariusza Kamińskiego i Mariusza Błaszczaka. Nie liczcie na to, że nie dojdzie do tego, bo Jarosław Gowin położy się w drzwiach albo zerwie umowę koalicyjną – twardzielem nigdy nie był, a jeśli to zrobi, zostanie zupełnie sam. Nie liczcie też na to, że ktokolwiek uwierzy w koniec demokracji – to stwierdzenie nawet mi już dawno spowszedniało.

Komentarze