Przejdź do głównej zawartości

Walkę z nietolerancją zacznijmy od siebie

Gdy już myślałem, że nic nie przebije tęczowej Matki Boskiej, która pomogła PiS wygrać ubiegłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego oraz tęczowego disco przed Pałacem Prezydenckim w wieczór Bożego Ciała, które posłużyło TVP do mobilizowania mieszkańców wsi i małych miasteczek na rzecz Andrzeja Dudy przed wyborami prezydenckimi, dotarła do mnie informacja o akcji wieszania tęczowej flagi na figurze Jezusa Chrystusa.

Wiem, że w kraju rządzonym przez Prawo i Sprawiedliwość może się żyć niekomfortowo tym, którzy nie głosują na tę partię i nie utożsamiają się z przenikliwą, pionierską i nieskazitelną myślą Jarosława Kaczyńskiego. Zdaję sobie sprawę z tego, że jedną z głównych idei przyświecającą temu środowisku jest indoktrynacja całych grup społecznych, aby głosiły słowo prezesa i głosowały zgodnie z jego wolą w dniu wyborów powszechnych. Jakkolwiek trudne jest codzienne funkcjonowanie w takich warunkach, warunki te nie mogą być usprawiedliwieniem dla intelektualnej nonszalancji przeciwników obecnej władzy.

Od kilkunastu lat jestem osobą świadomie niewierzącą i wiem, że próba narzucenia komukolwiek sceptycyzmu wobec istnienia Boga jest objawem szczeniackiej niedojrzałości, która nie przysparza przyjaciół i nie ułatwia budowania dobrych relacji. Nie mam żadnego problemu z tym, że ktoś jest gejem lub nie albo z tym, że ktoś jest wierzący lub nie i chciałbym, aby zwłaszcza osoby uważające siebie za tolerancyjne okazywały szacunek tym, którzy mają inne spojrzenie na życie i inną wrażliwość niż one. Tęczową Matką Boską nikogo wierzącego nie przekonacie, że jesteście psychicznie zrównoważeni. Na tęczowe disco przed siedzibą głowy państwa w wieczór Bożego Ciała stawiło się kilkanaście osób. Czy można skompromitować się bardziej, bardziej ostentacyjnie pokazać swoją organizacyjną słabość i tkwienie w najbardziej niszowej z nisz? Czy można bardziej jawnie wystawić się na pośmiewisko i wytykanie palcami? Wieszanie tęczowej flagi na figurze Jezusa mądrych nie poruszy, ale głupim już da pretekst do budowania narracji, że LGBT to świry, których trzeba leczyć, a gdyby nie daj Boże kiedykolwiek zdobyli władzę, ich sposób ekspresji swoich racji zaleje przestrzeń publiczną każdym zakątku naszego kraju.

To nie jest mój problem, bo jestem hetero. Powinienem mieć w nosie to, że komuś o innej orientacji będzie się żyło gorzej, skoro zachowuje się jak półgłówek i jeszcze czerpie z tego satysfakcję. Wiem jednak, że dla nietolerancyjnej władzy problemem są nie tylko mniejszości seksualne, ale także niepełnosprawni, niepokorni artyści, nauczyciele, lekarze, pielęgniarki, młodzi z wielkich miast itp. - można tak wyliczać w nieskończoność.

Ekscesy odbierają powagę i ułatwiają tworzenie lęków, na których można zbić polityczny kapitał. Nikomu nie będzie się żyło łatwiej, a życie wielu zamieni się w koszmar, ponieważ ich przeciwnikami mogą stać się ci, którzy jeszcze przed chwilą mijając ich na ulicy nie zwracali na nich uwagi uważając ich za zwyczajnych i niegroźnych. To scementuje osoby szczycące się swoją nietolerancją w ich postawach, zasieje ziarno niepewności w osobach dotąd obojętnych, a mniejszości będą jeszcze mniejsze i jeszcze gorzej słyszane. Czy warto?

Przekonuj do swoich racji, ale ich nie narzucaj. Szanuj odmienne wrażliwości, jeśli domagasz się szacunku dla odmienności własnej.

Komentarze