Już 9 dni Polska zmaga się z powodzią w województwach dolnośląskim, opolskim, śląskim i lubuskim. Życie straciło siedem osób, setki tysięcy ludzi straciło dach nad głową i dorobek życia, a straty materialne już dziś szacowane są na miliardy złotych.
Za wcześnie na racjonalną ocenę, kto zawiódł i jakie mechanizmy nie zadziałały, że przez pierwsze dwa dni kataklizmu na terenach nim dotkniętych panował chaos. Na ocenę działań organów państwa przyjdzie czas, gdy ludzie, którzy potrzebują pomoc, zostaną całkowicie zaopiekowani, jeśli nawet tylko doraźnie, bo pełny powrót do normalnego życia nastąpi dopiero po obudowie ich domów i najbliższego otoczenia.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości czekać jednak nie zamierzali ani dnia, ani chwili. I nie chodzi o to, jak szybko ruszyli na pomoc poszkodowanym przez wielką wodę – z wielkim mozołem zbierają dwie zgrzewki wody, robią sobie z nimi zdjęcia, które umieszczają w mediach społecznościowych, kompletnie nie dostrzegając groteskowości własnych poczynań. Mariusz Błaszczak przez cały tydzień domagał się dymisji rządu Donalda Tuska, jakby premier przebywał w tej chwili na wakacjach, a nie na terenach dotkniętych pogodowym kataklizmem abo jakby zmiana premiera lub nowe wybory miały przyspieszyć pomoc i odbudowę. Inni przedstawiciele opozycji mówią, że 10 tys. zł doraźnej pomocy to za mało, ponieważ „Czesi dają 12 tysięcy”, a jeszcze inni dodają, że „rząd musi znaleźć pieniądze”, ale w pierwszej chwili nie mają pojęcia gdzie, a dociskani dodają, że można zawiesić płacenie polskiej składki do budżetu UE. To jest poziom rozmowy w sytuacji kryzysowej.
Z zachowań tych przebijają żal i wściekłość, że kataklizm zdarzył się Tuskowi, a nie Morawieckiemu. Dla polityków PiS byłaby to bowiem kolejna po pandemii COVID-19 okazja do kradzieży miliardów złotych z publicznych zasobów, a Tusk deklaruje odbudowę zniszczonej infrastruktury i to „lepiej niż dotychczasowa”, zorganizował na to już 2 mld zł z budżetu państwa oraz 20 mld zł z zasobów Unii Europejskiej. Jak ostatni frajer. Kryzysy mają przecież służyć do bogacenia się garstki uprzywilejowanych, a zwykli ludzie powinni dostać zakaz wstępu do lasu i na cmentarz.
Twarde dane dotyczące budowy infrastruktury przeciwpowodziowej w latach 2008-2014 i 2016-2022 też nie wyglądają korzystnie dla środowiska Jarosława Kaczyńskiego. Zbiorników retencyjnych rządy Donalda Tuska zbudowały 66, a rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego 24. Rządy PO-PSL zbudowały 1731 km wałów przeciwpowodziowych, ich następcy raptem 302 km. Prawo i Sprawiedliwość z budżetu partii przekazało osobom poszkodowanym przez powódź 250 tys. zł, a prominentni przedstawiciele tej formacji wysupłali ponad milion złotych na wyciągnięcie Michała Kuczmierowskiego z brytyjskiego aresztu. Takie ci ludzie mają priorytety.
Nawet jeśli ta wielodniowa obecność premiera Donalda Tuska na terenach dotkniętych powodzią trąci pokazówką i ustawką pod media, dobrze, że tam jest. Jego poprzednicy konsekwentnie ograniczali wpływ samorządów terytorialnych na lokalną rzeczywistość i czynili z miejscowych gospodarzy petentów przedstawicieli rządu – i to petentów na kolanach, którzy dostawali tekturowe czeki bez pokrycia. Przywłaszczonymi sobie uprawnieniami władza centralna budowała zaś państwo tymczasowe – niczym szpitale covidowe, w których nikt nie leżał, bo w ich stworzeniu chodziło jedynie o wyprowadzenie z budżetu państwa ogromnych pieniędzy. Tusk w tych dniach musi niemal ręcznie łatać to, co przez lata zrujnowano, a co teraz bardzo by się przydało.
Komentarze