Przejdź do głównej zawartości

Klątwa Bronisława

Tydzień kampanii Andrzeja Dudy, którego kulminacyjnym momentem miała być ociekająca luksusem konwencja za milion złotych, można odnieść wrażenie, że w sztabie urzędującego prezydenta na najważniejszych stanowiskach zasiadają osoby opłacane przez sztab jego głównej konkurentki. Przyznaję, że nawet ja nie spodziewałem się, iż urzędujący prezydent może znaleźć się w tak poważnym kryzysie i to z winy szefowej własnego sztabu wyborczego.

Pani mecenas Jolanta Turczynowicz Kieryłło – bo o niej mowa – to wymarzony prezent dla Bartosza Arłukowicza, który jest szefem sztabu wyborczego Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Pani mecenas dotychczas znana jako ta, która z ramienia Narodowego Banku Polskiego gorliwie zabiegała o sądowe zakazy pisania o aferze Marka Chrzanowskiego z Komisji Nadzoru Finansowego i łączenia NBP z aferą KNF, chwilę po ujawnieniu, że będzie twarzą kampanii Andrzeja Dudy, łaskawa była zwierzyć się w jednym z telewizyjnych wywiadów, że granicą wolności słowa powinien być interes państwa. Jak wiadomo, w doktrynie Prawa i Sprawiedliwości interes państwa tożsamy jest z interesem partii rządzącej oraz jej prezesa.

Chwilę później okazało się, że pani mecenas była adwokatem Henryka Stokłosy, który – oprócz tego, że był senatorem – zasłynął metodą utylizowania padłych zwierząt polegającą na zakopywaniu ich w okolicach swojego mięsnego holdingu. Chodzą słuchy, iż pani mecenas brała aktywny udział w zastraszaniu miejscowej ludności skarżącej się władzom na fetor padliny.

To jeszcze nie koniec. W kolejnym akcie dramatu prezydenta starającego się o uzyskanie reelekcji wyszło na jaw, że w listopadzie 2018 roku pani mecenas przyłapana na łamaniu ciszy wyborczej polegającym na rozlepianiu materiałów ośmieszających politycznych konkurentów, pogryzła obywatela, który przyłapawszy ją na gorącym uczynku chciał ją zatrzymać. Sama pani Turczynowicz-Kieryłło twierdzi, iż ów obywatel dusił ją, a zęby w jego ręce zatopiła w ramach samoobrony. Przy okazji postanowiła domagać się od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przeprosin za „Gazetę Wyborczą”, która ów kąśliwy incydent miała czelność opisać. Pani mecenas twierdzi również, że w listopadzie, o pierwszej w nocy, z dzieckiem oraz z psem była na spacerze. Niech zatem pierwszy rzuci kamieniem ten, któremu nie zdarzyło się ugryźć kogoś w czasie listopadowego spaceru z dzieckiem i z psem w środku nocy.

Efekt jest taki, że w tygodniu po wielkiej i drogiej konwencji PiS, więcej mówi się o szefowej sztabu prezydenta-kandydata niż o samym prezydencie-kandydacie. Trudno o większą katastrofę. Póki co wygląda na to, że kampanię Andrzeja Dudy prowadzi Jan Lityński – główny architekt wyborczej klęski prezydenta Bronisława Komorowskiego sprzed pięciu lat. Póki co nic bowiem nie idzie sztabowcom urzędującej głowy państwa tak, jakby sobie tego życzyli, a sztab wyborczy jego głównej konkurentki zdaje się nie tylko perfekcyjnie realizować przyjęty dawno temu harmonogram, (np. otwarcie sztabu obywatelskiego), ale także bardzo lekko i zręcznie odnosi się do kłopotów tego, który nawet na własnej wyborczej imprezie musiał na uczestnictwo w niej zaczekać w poczekalni, ponieważ na pierwszy plan organizatorzy ze słynnej choć niesławnej spółki Solvere wysunęli Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego i Beatę Szydło.

Zwracam jednak uwagę, że jeden tydzień niczego nie przesądza, musimy zachować najwyższą czujność i nie możemy dać się sprowokować. Kampania wyborcza na dobre rozkręci się w marcu, a wyborczy rezultat będzie niepewny aż do chwili publikacji wyników sondażu exit poll 10 maja.

fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News

Komentarze