Mamy dzisiaj bardzo ważny
dzień. Dzień ten jest ważny nie tylko i nie przede wszystkim
dlatego, że to właśnie dzień kolejnej rocznicy katastrofy
smoleńskiej. Takich rocznic będzie jeszcze wiele. Ich świadkami
będziemy my sami, nasze dzieci, wnuki, prawnuki i dzieci naszych
prawnuków. Ten dzień jest ważny, ponieważ jest to pierwsza
rocznica, w której doroczny cyniczny taniec Jarosława Kaczyńskiego
na trumnie własnego brata uzyskał rangę państwowego wydarzenia.
Jarosław Kaczyński,
politycy jego partii oraz sprzyjający temu środowisku medialni
funkcjonariusze kłamliwie i niesprawiedliwie nazywani
dziennikarzami, tworzą podły i fałszywy obraz tego, że w tamtej
katastrofie lotniczej zginęli przedstawiciele tylko jednego
środowiska politycznego – tego samego, które dziś rządzi naszym
krajem. Nie wolno nam ulec tej ordynarnej presji. W Smoleńsku
zginęli też przedstawiciele innych niż PiS partii politycznych, a
także osoby zupełnie nam wszystkim przed katastrofą nieznane.
Nie sposób dziś skupiać
się na Lechu i Marii Kaczyńskich lekceważąc jednocześnie
Sebastiana Karpiniuka, Jerzego Szmajdzińskiego czy Grzegorza
Dolniaka. Warto też przypomnieć sobie o Władysławie Stasiaku,
który był kompetentnym urzędnikiem Lecha Kaczyńskiego i
przyzwoitym człowiekiem. O nim zwolennicy PiS-u dziś nie mówią,
bo jego rodzina nie wyznaje wiary w smoleński zamach i zbrodnię.
Nie domagają się, by przyczyny tego wypadku badali szarlatani z
namaszczenia Antoniego Macierewicza.
Cofnijmy się o sześć lat.
Przypomnijmy sobie, że Antoni Macierewicz był tamtego 10 kwietnia w
Katyniu. Na wieść o katastrofie prezydenckiego samolotu nie podjął
jednak decyzji, by pojechać do Smoleńska. Gdy ofiary martwe leżały
w błocie, Antoni Macierewicz jadł obiad, a gdy skończył,
zarządził natychmiastowy powrót delegacji PiS-u do Warszawy,
ponieważ był przekonany, że rząd Donalda Tuska poda się do
dymisji.
Pamiętajmy, że to właśnie
tamtego tragicznego dnia Jarosław Kaczyński rozmawiał
telefonicznie ze swoim bratem, gdy tamten był już na pokładzie
samolotu. Nie znamy treści tej rozmowy, ale wielce prawdopodobne
jest to, że Jarosław kazał Lechowi lądować w Smoleńsku za
wszelką cenę. Było to kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi
w których Lech Kaczyński chciał ubiegać się o II kadencję.
Przypomnijmy sobie, że nie miał szans na wygranie wyborów, mógł
nawet nie wejść do II tury głosowania.
Pamiętajmy, że z powodu
fatalnych warunków atmosferycznych panujących nad Smoleńskiem, a
także z powodu braku wymaganych uprawnień załogi samolotu, ta
maszyna nie miała prawa oderwać się od płyty wojskowego lotniska
na Okęciu. Pamiętajmy, że już w trakcie lotu załoga maszyny
popełniła wszystkie błędy, które decydowały o być albo nie być
ludzi lecących tym samolotem.
Od sześciu lat wszyscy
jesteśmy zakładnikami wyrzutów sumienia Jarosława Kaczyńskiego i
ofiarami przemysłu nienawiści, który on zbudował.
Komentarze