Od jakiegoś czasu w całej Polsce odbywają się konsultacyjne spotkania polityków PO z kobietami dotyczące ich praw, potrzeb i problemów – (S)prawa Polek. Najwyraźniej Monika Wielichowska odniosła sukces, skoro po spotkaniu (S)prawa Polek w Słupsku nerwy puściły Robertowi Biedroniowi, którego zresztą na spotkaniu nie było.
Krytyka Platformy Obywatelskiej za to, że zajmuje się tematami istotnymi dla kobiet wynika z tego, że uwierzył on w brednie nachalnie wypisywane w „Gazecie Wyborczej” o tym, że jest mężem stanu, kandydatem na prezydenta, premiera i prymasa jednocześnie i ma monopol na słuszność w zakresie praw i potrzeb płci pięknej. Prezydent Słupska nie czuje jednak tego, jak bardzo jest żałosny i odgraża się, że jak się wkurzy i ruszy w Polskę to zbuduje coś, co zmiecie ze sceny dwie największe formacje.
Nic takiego się nie zdarzy. Gdyby Biedroń chciał i potrafił cokolwiek zbudować, zrobiłby to już dawno, bo przecież nikt mu w tym nie przeszkadza. Fakty są jednak takie, że na lewicy więcej jest wodzów niż Indian. Siedzą więc sobie na czerwonych kanapach i debatują nad tematami, które obchodzą wyłącznie ich samych. Gdy co jakiś czas brakuje im pieniędzy na zakup wody mineralnej i słonych paluszków, wylewają swoje frustracje na Platformę Obywatelską, która pieniądze ma, ale nie chce sponsorować lewicowych generałów bez armii.
Każdy, kto między PO i PiS stawia znak równości, jest pożytecznym idiotą Jarosława Kaczyńskiego.
Komentarze