Zygmunt Miłoszewski powiedział dziś w TVN24, że zaczyna doceniać Platformę Obywatelską i zdał sobie sprawę, że nic lepszego nie będzie. Marcin Meller po trzech latach zauważył wreszcie, że dla lewicy wrogiem jest Platforma, a nie PiS i przyznał, że go to zdumiewa. Obaj przyznali się też do klęski czekania na „polskiego Macrona”. Szkoda, że tak późno – tzw. elity zmarnowały ostatnie trzy lata. Zamiast hejtu na Grzegorza Schetynę, trzeba było go doceniać – jego ciężką pracę 6 dni w tygodniu po 16 godzin na dobę. Nie mówię, że od razu popierać, bo na to jest czas w wyborach – poza wyborami po prostu szanować.
Nie tylko Zandberg i Nowacka są do niczego na lewicy. Biedroń ma w Słupsku aferę, bo zatrudnił do pracy z dziećmi faceta, którego dzieci podniecają i zrobił to mimo tego, iż miał informację, że ten facet może być pedofilem. O Czarzastym nawet nie ma co wspominać – zależy mu tylko na powrocie SLD do parlamentu i ma w dupie, czy wybory wygra PiS, czy PO. Nie powstała i nie powstanie też żadna uliczna alternatywa dla Platformy Obywatelskiej, czy dla tworzonej wspólnie z Nowoczesną Koalicji Obywatelskiej. Na początku 2016 r. Platforma Obywatelska była w tysiąc razy gorszej sytuacji niż jest dziś, a skoro wtedy nikt nie potrafił zbudować alternatywy dla partii Grzegorza Schetyny, to dziś bredzenia o „budowie własnej opozycji” jest robieniem z Polaków idiotów. Frasyniuk jest skompromitowany już nie tylko nędznym 2,4% głosów dla jego Partii Demokratycznej w wyborach parlamentarnych 2005 r., ale również tym, że kilka dni temu w TVN24 ordynarnie kłamał, że Grzegorza Schetyny nie było na protestach w obronie niezależności sądów. Upadek legendy. Szkoda. Żal patrzeć jak dogorywa.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś przez ostatnie trzy lata pluł nienawiścią na Grzegorza Schetynę i składał do politycznej mogiły jego partię, to teraz ma poważny problem, bo okazało się, że tylko ten sam Schetyna, którego obrzucano najbardziej podłymi epitetami jest w stanie zbudować Koalicję Obywatelską na wybory samorządowe i że tylko ta Koalicja może wygrać z PiS-em wybory samorządowe, bo Biedroń i Frasyniuk nie zbudowali niczego, Czarzasty i Zandberg się nienawidzą, Nowacka nie ma za sobą poważnych ludzi i porządnych struktur, a Śpiewak staje się dmuchaną lalką Jakiego. Przyzwoitość nakazuje jednak przyznać się do błędu i przeprosić nawet, jeśli ma to zdarzyć się dopiero po trzech latach.
Prawo i Sprawiedliwość zmieniając ordynację do Parlamentu Europejskiego podniosło realny próg wyborczy z poziomu 5% do 16,5%. Platforma Obywatelska, co prawda nie potrzebuje nikogo, aby wprowadzić swoich posłów do PE, ale szeroka koalicja na te wybory i tak powstanie, bo zignorowanie dużej części wyborców innych partii prędzej czy później zaszkodziłoby PO, a na tym skorzystałoby PiS. To może zresztą ułatwić Grzegorzowi Schetynie wymianę reprezentacji PO w Parlamencie Europejskim, która jest konieczna przynajmniej na poziomie 80%, a więc Platforma i tak może na tym zyskać.
Premier Schetyna to projekt na czas właśnie po wyborach do PE. Piekielnie pracowity, cholernie doświadczony, świetnie rozumiejący państwowe mechanizmy. Były przedsiębiorca, zastępca wojewody, wicepremier, szef MSWiA i MSZ, Marszałek Sejmu, a nawet p.o. prezydenta RP będzie wspaniałym Prezesem Rady Ministrów.
Zwieńczeniem wyborczych zmagań będą wybory prezydenckie w 2020 r. Gdy słyszę dziś „Matczak na prezydenta” jestem tak samo zażenowany jak wtedy, gdy słyszałem „Trzaskowski na premiera”. Autorzy obydwu tych pomysłów powinni ze wstydu zapaść się pod ziemię – razem z tymi, którzy na stanowiskach prezydenta, premiera i prymasa widzą Biedronia. Tylko Donald Tusk jest naturalnym kandydatem na prezydenta RP i tylko Grzegorz Schetyna może wysupłać z budżetu PO 15 mln zł na jego kampanię wyborczą. Żadnemu Matczakowi czy Biedroniowi kasy na kampanię nie damy.
Napisałem „my” ponieważ pod koniec lipca – niecały miesiąc po obronie pracy magisterskiej - wypełniłem, podpisałem i przekazałem komu trzeba deklarację członkowską Platformy Obywatelskiej. Teraz spokojnie czekam na decyzję odpowiednich gremiów. Po stronie Grzegorza Schetyny jestem od października 2009 r. Wcześniej myślałem, że można być jednocześnie po stronie Tuska i Schetyny. W październiku 2009 r. dotarło do mnie, że trzeba wybrać. Uważam, że dobrze wybrałem. Członkostwo w partii to w moim przypadku czysta formalność. Do jej ostatecznego dopełnienia przekonał mnie Andrzej Halicki.
Nie będzie zdrowej Polski bez sukcesu Koalicji Obywatelskiej w wyborach samorządowych. Nie będzie racjonalnej Polski bez premiera Schetyny i nie będzie też bez niego prezydenta Tuska. To system naczyń połączonych. „Nowa jakość” Biedronia to mrzonki cynicznego malkontenta, a chamskie połajanki Frasyniuka na nikim nie robią wrażenia.
G. Schetyna i D. Tusk na szczycie EPP w 2017 r. / fot. autor nieznany |
Komentarze