Przejdź do głównej zawartości

Co mnie oburza, a co nie w taśmach Kaczyńskiego

Sam fakt nagrania nie oburza mnie, choć ja bym tego nie zrobił. Prawnicy wyjaśnili zresztą, że nagranie rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim nie jest nielegalne, ponieważ można nagrywać rozmowę, w której bierze się udział. Treść nagranej rozmowy jest oburzająca mimo, iż nie ma w niej przekleństw, a panowie nie jedzą ośmiorniczek i nie piją wina. Mamy tam czarno na białym potwierdzenie słowami samego prezesa PiS wieloletnich spekulacji medialnych o wielkim biznesowym konglomeracie wokół jego partii, a zgodnie z ustawą o partiach nie mogą one prowadzić działalności gospodarczej. Również zawodowi posłowie nie mogą być biznesmenami, a wiemy, że Jarosław Kaczyński jest posłem zawodowym. Od wczoraj wiem również, że jest biznesmenem, choć nie sam, a przez tzw. „słupy”.

Przedmiot rozmowy jest oczywisty. Jarosław Kaczyński, jego kuzyn Grzegorz Jacek Tomaszewski oraz austriacki przedsiębiorca rozmawiają o tym, jak legalnie zapłacić temu ostatniemu za robotę, którą wykonał na rzecz zależnej od PiS spółki Srebrna. Sądowa ustawka nie jest w polskich warunkach niczym nowym – według tego mechanizmu wdowy smoleńskie wyciągały pieniądze od Skarbu Państwa pozywając MON. Sąd nie może odmówić zawarcia ugody, jeśli chcą jej obie strony, a sądowa pieczątka jest „dupokryjką” dla obydwu stron. Nagrania ujrzały światło dzienne prawdopodobnie dlatego, że Austriak stracił cierpliwość w oczekiwaniu na pieniądze za wykonaną pracę – chodzi przecież o miliony złotych, a nie o cenę obiadu w restauracji Roberta Sowy.

Nie oburza mnie również sam fakt zwrócenia się o 1,3 mld zł kredytu do państwowego Banku Pekao – żaden prywatny bank sam raczej nie byłby w stanie wyłożyć takich pieniędzy. Fakt, że prezes Banku Pekao jest marionetką partii rządzącej, a więc i samego Jarosława Kaczyńskiego to już inna sprawa. Dla mnie kluczowe jest to, że Pekao udzieliło kredytu spółce-krzak, która na pewno nie miała majątku mogącego być zabezpieczeniem kredytu na tak ogromną sumę. To jest sprawa dla prokuratury, ale wiadomo, że PiS rządzi również tam. Na uczciwe śledztwo trzeba będzie poczekać – oby tylko do jesieni.

Jarosław Kaczyński chce zbudować żelazny fundusz, który zabezpieczy finansowo jego partię na wiele dziesięcioleci. Budowa wieżowca w centrum Warszawy to z tego punktu widzenia świetny pomysł. Problem w tym, że zrezygnowano z całej oficjalnej i formalnej drogi uzyskania od władz miasta warunków zabudowy, a zamiast tego – jak prawie zawsze w PiS – postanowiono zmienić prezydenta stolicy. Czy choćby przez kwadrans ktoś miał wątpliwości, że Patryk Jaki jest kandydatem na „słupa”? Myślę, że takiej wątpliwości nie mieli nawet dziennikarze, którzy jeździli z nim na wycieczkę do Sofii. Gdyby warszawiacy dali się nabrać, PiS uzyskałoby finansową przewagę nad innymi partiami tak wielką, że mielibyśmy w naszym kraju komunizm bez komunistów.

Wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby Donald Tusk albo Grzegorz Schetyna (lub obaj) chcieli zbudować wieżowiec, gdzieś, gdzie nie rządzi ich partia. Wyobraźcie sobie, że państwowy bank udziela spółce z nimi powiązanej 300 mln euro kredytu, choć spółka ta nie dysponuje majątkiem mogącym stanowić zabezpieczenie kredytu. Byłaby afera czy nie? Byłaby. Różnica między PO i PiS polega na tym, że to PiS, a nie PO uwłaszczyło się na państwowym majątku po przeprowadzeniu wielu niejasnych przekształceń własnościowych. Platforma Obywatelska nie ma dwóch hektarów gruntów w centrum Warszawy – ma je Prawo i Sprawiedliwość. Uwłaszczenie się partii Jarosława Kaczyńskiego (wtedy Porozumienia Centrum) na majątku po upadłym „Ekspresie Wieczornym” pozwoliło samemu Kaczyńskiemu oraz jego ludziom nie tylko przetrwać chude lata w polityce w latach 90-tych, ale także zbudować medialne zaplecze jego obecnej partii w latach 2007-2015, gdy PiS pozostawało w opozycji.

P.s. Dzisiejsza „jedynka” „GW” jest o wiele mocniejsza niż to, co ujawniono wczoraj. Pełnomocnictwo od słynnej „pani Basi” dla Kaczyńskiego, podpisane przez prezesa PiS uchwały w celu „realizacji przedsięwzięcia deweloperskiego". W normalnym kraju, z niezależną prokuraturą, Jarosław Kaczyński miałby poważne kłopoty. W dzisiejszej Polsce niestety może spać spokojnie. Oby tylko do jesieni.

Komentarze