Przejdź do głównej zawartości

„Solidarność” – to brzmi jak żart

Wczoraj późnym wieczorem wicepremier bez teki Szydło w towarzystwie minister na walizkach Zalewskiej oraz minister pogardy dla niepełnosprawnych Rafalskiej, z zaciśniętymi zębami ogłosiła sukces w negocjacjach ze związkami zawodowymi nauczycieli, ponieważ porozumienie z rządem Prawa i Sprawiedliwości zgodził się podpisać szef oświatowej „Solidarności” Ryszard Proksa, który jednocześnie jest radnym PiS w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Klasyka PiS: Podpisać porozumienie sami ze sobą, aby TVP mogła wbijać ludziom do głów, że prawdziwi nauczyciele popierają rząd, a tylko garstka awanturników ze Związku Nauczycielstwa Polskiego robi zadymę. Tak samo było przy sejmowym proteście osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, gdy rzad PiS zawarł porozumienie z figurantami z zaplecza Rady Ministrów. Chociaż ton głosu i mimika Beaty Szydło potwierdzały, że to jej sukces na miarę brukselskiego 27:1 w głosowaniu nad II kadencją Donalda Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej, aby realnie ocenić wagę porozumienia rządu PiS z radnym PiS, trzeba było zaczekać do rana.

Rano okazało się, że podpis pana Proksy nie ma żadnego znaczenia. Nauczyciele bowiem potraktowali wybór strajkować czy nie, jako wybór między walką o swoje, a kapitulacją na polecenie polityczne. Nie obchodzi ich to, że pan Piotr Duda uzależnił „S” od PiS w taki sposób, że albo będzie tańczył, jak mu ta partia zagra, albo go nie ma, bo nikt nie stanie po jego stronie – ani tzw. zwykły człowiek, ani przewodniczący największej partii opozycyjnej. A pan Proksa jest przecież tylko wykonawcą poleceń pana Dudy – nikim więcej. Jako radny PiS pan Proksa jest z drugiej strony całkowicie zależny od Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ PiS to Kaczyński, a członkowie jego partii nie mają żadnej autonomii.

Celowo w tym tekście nie będę pisał o procentach strajkujących szkół, o procentach nauczycieli, którzy postanowili nie podjąć dziś pracy czy o tym, że ZNP ma tylu członków, a „Solidarność” tylu i w związku z tym rację ma pan Broniarz, a nie ma jej pan Proksa. Nie ma dla mnie znaczenia, czy strajk obejmuje 51%, 68%, 73% czy 85% szkół. Nie ma dla mnie znaczenia, czy strajkuje 20%, 35% 42, 52% czy 64% nauczycieli, ponieważ tak czy inaczej, skala protestu jest bardzo duża i nie można jej lekceważyć.

Po wczorajszym akcie kapitulacji „S” przed PiS, naszła mnie refleksja, że może wreszcie do większości opinii publicznej dotrze, że dzisiejsza NSZZ „Solidarność” nie ma nic wspólnego z tamtą legendarną organizacją, która 30 lat temu obaliła komunizm. Ta społeczna świadomość przyczyni się do odarcia grupy cynicznych cwaniaczków z niezasłużonej wyjątkowości, z której tzw. szeregowy pracownik i tak nic nie ma, a z całą pewnością nie ma z tego chleba. Jednocześnie za mrzonki uważam pomysły Lecha Wałęsę, aby odebrać dzisiejszej „S” historyczną nazwę i logo i aby w tym celu zbierać podpisy. Kilka dni temu zbierałem podpisy pod listami Koalicji Europejskiej – zebrałem ich 24 i było to o ¾ więcej niż się spodziewałem. Jest to bardzo trudne.

Nie jestem zapatrzony w prezesa ZNP. Uważam jednak, że Sławomir Broniarz w swoich działaniach od lat jest taki sam, a więc jest autentyczny. Walczy o interesy swojej grupy zawodowej i nie udaje przy tym, że jest lepszy lub bardziej szlachetny od innych. Wie, co chce osiągnąć i konsekwentnie realizuje plan, który ma mu to umożliwić. „Solidarność” zaś od lat udaje, że jest bytem ulepionym z lepszej gliny niż inne organizacje, a jej działacze uważają siebie za ludzi lepszych i bardziej ludzkich, gdy tak naprawdę organizacja jest przybudówką partii, a jej wierchuszka to cyniczni karierowicze.

Na wczorajszym podpisie Ryszarda Proksy najwięcej stracił poseł Zbigniew Gryglas. Stracił on bowiem status największej szmaty w PiS i musi zaczynać wszystko od początku.

Komentarze