Przejdź do głównej zawartości

Brudna gra dziennikarzy przeciwko Platformie

Impulsem do napisania niniejszego tekstu jest okładka najnowszego „Newsweeka”, który jutro ukaże się w wersji papierowej, ale już dziś jest dostępny w wersji elektronicznej. Przeczytałem tekst Renaty Grochal reklamowany okładką i stwierdzam: Dużo hałasu o nic.

W Platformie nie będzie żadnego buntu, przewrotu i ojcobójstwa. Kadencja Grzegorza Schetyny kończy się w styczniu 2020 roku i jest to jasne od samego jej początku. Nie powinna być ani skracana, ani wydłużana – kwestią techniczną jest to, czy wybór lidera na kolejne cztery lata odbędzie się w grudniu 2019, czy w styczniu 2020 – w polskiej polityce od 18 grudnia do 10 stycznia i tak nic się nie dzieję, więc może warto rozważyć uporanie się z wewnętrznymi wyborami w grudniu, aby po powrocie ze świąteczno-noworocznego letargu wszystko było jasne, ale jak podkreślam – to kwestia czysto techniczna.

Ktokolwiek będzie prowadził Platformę Obywatelską w latach 2020-2024 musi wiedzieć, że najgorsze, co może zrobić, to ulec presji dziennikarzy, którzy rękami polityków chcą załatwiać swoje interesy, pozostawiając jednak politykom skutki swoich brudnych zabaw oraz odpowiedzialność za nie. Jeśli polityk ulegnie mediom, jest już po nim i po partii, którą kieruje. Dotyczy to każdego polityka – bez wyjątku. Dziennikarze mają gdzieś polityków i ich partie, ale uwielbiają intrygi.

Na moment pisania tego tekstu najpoważniejszym pretendentem do stanowiska przewodniczącego PO wydaje się były minister sprawiedliwości Borys Budka. Okładka „Newsweeka” w intencji jej autorów zapewne miała mu pomóc, ale bardziej mu zaszkodzi niż pomoże. Całe szczęście, że Budka ma tego świadomość i nie dał się wciągnąć w szkodliwą intrygę Tomasza Lisa i Renaty Grochal.

Według mnie na szefa PO nie powinien kandydować prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Nie da się bowiem jednocześnie bardzo dobrze zarządzać stolicą i partią taką, jak Platforma na szczeblu krajowym, jeśli owa partia ma i ma mieć więcej niż 10% poparcia. Po prostu doba ma zaledwie 24 godziny, a każda z tych funkcji to robota na co najmniej kilkanaście. Życzę Trzaskowskiemu (którego dwa tygodnie temu poznałem osobiście) dekady w stołecznym Ratuszu, a potem drugie tyle w Pałacu Prezydenckim, ale wszystko po kolei.

Mam nadzieję, że w wyborach na szefa partii wystartuje Bogdan Zdrojewski. Oczywiście nie po to, aby wygrał, ale po to, aby dostając dwa głosy (swój i żony) przestał nas wszystkich arogancko pouczać. W powyborczy poniedziałek pierwszy wzywał Grzegorza Schetynę do dymisji, choć jest ostatnim, który ma do tego prawo. Dlaczego? Dlatego, że w kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego wspierał kandydata z konkurencyjnej listy wobec stworzonej przez Platformę Koalicji Europejskiej (trudno o większą podłość i nielojalność), a w wyborach do parlamentu krajowego wspierał tylko siebie i swoją żonę (oboje dostali się do Senatu). Za grosz klasy – tylko gigantyczne ego. Bogdana Zdrojewskiego nie było zresztą 18 października na spotkaniu senatorów Koalicji Obywatelskiej z Grzegorzem Schetyną, czym pokazał, że jest mocny tylko w gębie i tylko na odległość. Jeśli jednak Zdrojewski w wewnętrznych wyborach nie wystartuje, za cztery lata będzie zachowywał się tak samo i jego podła zabawa nigdy się nie skończy. Musiał zresztą usłyszeć od wielu działaczy, że o fotelu szefa partii może zapomnieć, skoro po 2-3 dniach od wzywania obecnego lidera do dymisji, zaczął w zaprzyjaźnionych mediach płakać "nie chcę być postrzegany jako przeciwnik Schetyny".

Ktokolwiek będzie przewodniczącym PO przez kolejne lata, będzie musiał poradzić sobie z rosnącymi, a nieuzasadnionymi ambicjami Joanny Muchy. Stwierdzenie, że „wybory można było wygrać, gdyby kampania była poprowadzona inaczej” świadczy o tym, że pani poseł kompletnie nie czuła w powietrzu braku klimatu na zwycięstwo KO i nie zauważyła braku życzliwości wyborców opozycji wobec jej polityków. Stwierdzenie Muchy, że „Schetyna nam władzy nie odda” dowodzi jej znikomej wiedzy politycznej i osobistej niedojrzałości.

Zmiana lidera partii nie spowoduje nagłego skoku poparcia dla Platformy z dwudziestu siedmiu do czterdziestu czy sześćdziesięciu procent. Każdy kto uważa inaczej nie ma pojęcia o polityce, a jeśli dodatkowo jeszcze wmawia to innym, cynicznie ich oszukuje. Podniesienie notowań PO z 9% do 27% zajęło Grzegorzowi Schetynie wiele miesięcy.

Przestrzegam przed myśleniem, że kluczem do zwycięstwa Platformy Obywatelskiej w 2023 roku jest spełnienie zachcianek i uleganie kaprysom samozwańczego i domniemanego elektoratu. Politycy są od tłumaczenia rzeczywistości, a nie od ulegania cudzym wyobrażeniom o ich pracy. Warto również mieć świadomość, że każdy nowy lider PO będzie po 2-3 miesiącach niszczony przez media tak samo, jak był i jest przez nie niszczony Grzegorz Schetyna. Chyba, że pójdzie na układ, ale jeśli to zrobi, straci wszystko i zniknie z politycznej sceny.

Komentarze