Przejdź do głównej zawartości

Zgrane karty Biedronia

Obejrzałem wczorajszą konwencję kandydata lewicy na prezydenta RP Roberta Biedronia i nie potrafię pojąć, jak można tak ordynarnie drwić z inteligencji ludzi oraz ich zdolności pamięciowych. Oto bowiem pan Biedroń postanowił wrócić do projektu „Wiosna", który od lutego do maja 2019 doszczętnie zbankrutował.

Mówił pan Biedroń na przykład, że jego konwencja jest skromna, bo on jest zwykłym człowiekiem i nie jest elitą. Jestem ostatnim, który przedkładałby kolor świateł, telebim i ustawienia krzeseł nad treść, ale u Biedronia nie było wczoraj ani oprawy, ani wypełnienia. Oto bowiem facet, który w Parlamencie Europejskim zarabia 50-60 tysięcy złotych miesięcznie, wmawia ludziom, że jest taki jak oni. Fałsz, obłuda, żadne cuda.

Dalej wcale nie było lepiej. Mówił pan Biedroń, że chce, aby wszyscy dostawali minimalną emeryturę wysokości 1600 zł. Nie powiedział jednak, ile to będzie kosztowało i skąd weźmie na to pieniądze. Nie powiedział też, co ma prezydent RP do wysokości emerytur, a nikt z widowni nie odważył się go o to zapytać. Warto pamiętać, że w polityce krajowej kompetencje prezydenta są mocno ograniczone – w zasadzie do obronności. Polityka zagraniczna z definicji nie jest przecież polityką krajową. Głowa państwa nie ma nic do emerytur.

Mówił też pan Biedroń o budowaniu tanich mieszkań na wynajem. Znowu nie powiedział, skąd wziąć na to pieniądze i nie wskazał, w którym miejscu w zbiorze prerogatyw mieszkańca Pałacu Prezydenckiego jest budownictwo mieszkaniowe. Nie zdefiniował również, czym jest „taniość”. Chwalił się swoimi sukcesami w Słupsku, ale nie dodał, że były one finansowane przez rząd Ewy Kopacz.

Postanowił też Biedroń zaatakować Małgorzatę Kidawę-Błońską za jej przodków, co jest tyleż samo kuriozalne co niegrzeczne, bo raz, że nie musi się ich wstydzić, a dwa, że jest kobietą, a środowisko Biedronia jest podobno jedynym prokobiecym środowiskiem na polskiej scenie politycznej.

Wszystko razem okrasił pan Biedroń snem o potędze własnej i lewicy, choć lewica z trudem przekroczyła 12% w niedawnych wyborach parlamentarnych, a jej kandydat na prezydenta ma zaledwie połowę tego poparcia. Przekonywał też, że za chwilę lewica zdobędzie władzę na poziomie parlamentarnym, choć te wybory odbędą się dopiero jesienią 2023 roku.

Ponadto postawił znak równości między Prawem i Sprawiedliwością oraz Platformą Obywatelską i uznał, że obie partie należą do przeszłości. Mam dla pana Biedronia i jego zaplecza bardzo złą wiadomość: To partie na pokolenia. I nie dlatego, że chcą tego ich szefowie i członkowie, ale dlatego, że chcą tego ich wyborcy. Potęgę lewicy być może zobaczą moje wnuki. Sęk w tym, że póki co nie mam jeszcze nawet dzieci.

fot. Radek Pietruszka / PAP

Komentarze