Wicepremier-elekt Jadwiga Emilewicz odpięła wrotki. Raczyła stwierdzić, że ewentualne ogłoszenie stanu klęski żywiołowej oznacza, że na ulice polskich miejscowości wyjadą czołgi, a obywatele zostaną odcięci od internetu. Nie, nie żartuję, pani minister naprawdę powiedziała coś takiego.
Zastanawiam się, czy pomyliła stan klęski żywiołowej ze stanem wojennym, ponieważ – co od dawna nie jest tajemnicą – nie jest nadmiernie bystra, czy powiedziała to wiedząc, że plecie głupoty, ale było to obliczone na zastraszenie tych, którzy domagają się ogłoszenia stanu klęski żywiołowej i uważają, że wybory prezydenckie nie powinny odbywać się w szczycie epidemii śmiertelnej choroby albo tych, którzy nie chcą brać udziału w parodii głosowania.
Atmosfery nie poprawia prezydent Andrzej Duda, który powiedział, że „potrzebne nam są te wybory”. Ma rację – te wybory rzeczywiście są im potrzebne, a nawet rzekłbym, że są im niezbędne. Trzeba zarobić na adwokatów, a tanio nie będzie. Pancerna limuzyna i ochroniarze również mogą się przydać, gdy w następstwie głosowania żywiciele rodzin zaczną padać jak muchy, a ich dzieci zaczną głodować.
W tym miejscu warto podkreślić, że nie mam na myśli odpowiedzialności Andrzeja Dudy i ministrów PiS przed Trybunałem Stanu, bo TS to fasada, której członkowie prędzej odejdą z tego świata z przyczyn publicznych, niż pozbawią jakiegokolwiek polityka prawa do czegokolwiek. Procedura postawienia osoby przed TS jest na tyle skomplikowana i czasochłonna oraz zależna od subiektywnego przekonania każdego z 460 posłów, że nie warto zawracać sobie głowy tą instytucją.
Śmieszy mnie teza niektórych chyba nieco naiwnych, którzy szansy na przerwanie obłędu Jarosława Kaczyńskiego upatrują w tym, że Andrzej Duda nie będzie chciał być prezydentem wirusowym czy prezydentem z koperty przy frekwencji nieprzekraczającej ¼ uprawnionych do głosowania. Ten człowiek od początku jest maskotką wyciągniętą z aktówki – z badań wyszło, że takiego maliniaka chcą Polacy jako głowę państwa i tak został głową Jarosława Kaczyńskiego.
Przez całe lata prezydent Andrzej Duda godził się na wizerunek petenta upokarzanego przez szeregowego posła koniecznością czekania na korytarzu na audiencję u niego, a teraz miałby zrezygnować z przywilejów wynikających z przynajmniej formalnego pełnienia obowiązków? Nie żartujmy.
Czym innym jest pytanie, czy jakiekolwiek jeszcze wybory w naszym kraju będą uczciwe, gdy prezesowi PiS i rządzącej większości w Sejmie uda się wypaczyć wybór dysponenta Pałacu Prezydenckiego. Wczoraj zdecydowano, że Marszałek Sejmu może – wbrew postanowieniom konstytucji – zmienić termin wyborów prezydenckich już po jego ogłoszeniu. W sejmowych kuluarach mówi się, że wybory odbędą się 17 maja, aby Poczta Polska miała dodatkowy tydzień na przygotowanie tej hucpy.
Komentarze