Już po wyborach – można się rozejść. Widmo takiego scenariusza zajrzało w oczy Szymonowi Hołowni – byłemu kandydatowi na głowę państwa i byłej gwieździe programów rozrywkowych Telewizji TVN. W najnowszym wydaniu tygodnika „Newsweek” czytamy, że ledwie dwa tygodnie po wyborach prezydenckich, Hołowni, który jeszcze 28 czerwca szczycił się trzecim wynikiem w kraju zaczyna brakować politycznego tlenu.
Codziennie ma live`y na Facebooku, gdzie skarży się na zły system polityczny, złych dziennikarzy i tą straszną Platformę, która podobno dogadała się z PiS-em ws. wymiany kandydata na prezydenta, bo Jarosław Kaczyński przestraszył się kilkunastu wojewódzkich biur Hołowni. Brzmi to groteskowo, ale nie będę się znęcał. Wiem jak ciężko będzie Hołowni przeżyć trzy lata bez wyborów, gdy się nie ma siły sprawczej w rozwiązywaniu realnych problemów, a o pieniądze trzeba prosić własnych zwolenników.
Z jednym tylko zgodzić się nie mogę: z tezą Szymona Hołowni, że pokonałby Andrzeja Dudę w II turze, a nie znalazł się tam dlatego, że nie chciała go poprzeć Platforma Obywatelska i wolała zaufać Rafałowi Trzaskowskiemu. To miliony Polaków chciały Rafała Trzaskowskiego jako kandydata na głowę państwa – miliony ludzi kilkukrotnie liczniejsze niż zwolennicy Szymona Hołowni. Gdyby ludzie chcieli Hołownię na prezydenta, znalazłby się w II turze wyborów prezydenckich nawet bez poparcia PO. Wtedy zresztą zapewne uznałby, że poparcie największej partii opozycyjnej nie jest mu potrzebne, a nawet może mu zaszkodzić. Zapewne zwróciłby się do wyborców Trzaskowskiego z I tury ponad głową byłego już wtedy kandydata, a i szefa PO Borysa Budki o nic by nie pytał. Zrobiłby tak każdy pretendent do prezydentury wchodzący do II tury z ego tak gigantycznym, jak ego Hołowni.
Trzecich siły w polityce było już mnóstwo – Palikot, Kukiz, Petru, a teraz Hołownia. Trzej pierwsi nie ponieśli klęski dlatego, że chcieli tego Jarosław Kaczyński, Donald Tusk czy Grzegorz Schetyna i jeśli ten sam los czeka Hołownię, nie będzie to wina Borysa Budki czy Rafała Trzaskowskiego. Trzech pierwszych zgubiła arogancja, pycha i składanie list wyborczych z osób zupełnie przypadkowych, a Petru dodatkowo eksces obyczajowy z partyjną koleżanką. Idiotyzmem byłoby mieć pretensje do Kaczyńskiego, Tuska czy Schetyny, że okazali się sprawniejszymi graczami, sprytniejszymi technologami władzy, potrafili cierpliwie czekać i nie spuścili spodni na oczach milionów ludzi. Budka i Trzaskowski będą bezradni wobec politycznych aspiracji Hołowni, jeśli ten wykaże się większym talentem, sprytem, pracowitością i pokorą. Nie ma jednak Hołownia prawa oczekiwać od nich, że będą biernie czekać na to, co przyniesie los. I nie jest to też kwestia pieniędzy, ponieważ o ile pieniądze są niezbędne do budowania czegokolwiek w polityce, o tyle na nic się zdadzą, jeśli ludzie odrzucą ofertę – wtedy PO czy PiS z milionami z państwowej subwencji na kontach będą jedynie wegetować na poziomie kilku procent poparcia. Przypominam, że zanim Platforma Obywatelska zaczęła dostawać państwowe pieniądze, jej czołowi politycy wzięli w bankach kredyty pod zastaw prywatnych domów i mieszkań.
Komentarze