Przejdź do głównej zawartości

Człowiek-klęska znowu w natarciu – teraz będzie reformował górnictwo

Nawet, gdyby zaproponować komuś milion złotych za znalezienie jednego sukcesu Jacka Sasina w jego działalności publicznej mamy pewność, że milion zostanie w naszej kieszeni. Człowiek, który ledwie chwilę temu zdefraudował 70 mln zł z pieniędzy podatników nie tylko nie stracił immunitetu, nie tylko nie usłyszał prokuratorskich zarzutów i nie trafił do aresztu, ale nawet dostał nowe zadanie – będzie reformował polskie górnictwo.

Wszyscy wiemy od wielu lat, że polskie kopalnie czeka zaoranie, ponieważ wydobycie węgla jest w naszym kraju tak drogie, że i tak nikt go nie kupi, a interwencyjny skup przez państwo to palenie w piecu pieniędzmi podatników. Wszyscy wiemy od wielu lat, że rezygnacja z węgla na rzecz energetyki z czystych źródeł nie jest tylko wymysłem oszalałych ekologów, ale warunkiem koniecznym, jeśli chcemy myśleć o przetrwaniu planety. Jeśli zaś kondycja globu nie jest dla kogoś kwestią istotną, niech uzna fakt, iż prąd z odnawialnych źródeł będzie znacznie tańszy od tego z elektrowni napędzanych węglem, a konsument może być w tym wypadku również producentem i sprzedawcą energii, której nie zużyje na własne potrzeby.

Potwornym grzechem wszystkich polskich rządów, wszystkich polskich premierów oraz wszystkich polskich większości parlamentarnych po 1989 roku jest to, że okłamywali górników roztaczając przed nimi wizje setek lat budowania gospodarki naszego kraju na węglu i to na węglu z rodzimych kopalń. Potwornym grzechem tych wszystkich ludzi jest również to, że kapitulowali przed górnikami, gdy tylko zaczynali oni wymachiwać kilofami i palić opony. Z problemami zwykle jest tak, że im wcześniej są rozwiązywane, tym bezboleśniej można to zrobić, a przede wszystkim można to zrobić taniej. Mam niespełna 30 lat, ale być może jestem już człowiekiem starej daty, ponieważ uważam, że z ludźmi należy rozmawiać uczciwie i trzeba mówić im prawdę – nawet tę najgorszą, a może najgorszą przede wszystkim.

Górnictwa w Polsce uratować się nie da, bo nas na to nie stać, a nawet gdyby się dało, nie warto, ponieważ węgla z polskich kopalń nikt nie chce kupować i nikt go kupować nie zechce, ponieważ jest za drogi wobec tego samego surowca wydobywanego w innych krajach. Za rządów Prawa i Sprawiedliwości nawet państwowe spółki energetyczne kupują węgiel z innych państw, a jest to liczone w setkach tysięcy ton. Tyle zostało z patriotycznego wzmożenia polityków tej partii demonstrowanego we wszelkich możliwych kampaniach wyborczych. Rząd PiS zmarnował cztery lata globalnej koniunktury gospodarczej, którą mógł wykorzystać choćby na stworzenie sensownego programu przekwalifikowania górników do pracy w innych gałęziach gospodarki. Gdyby zrobiono coś takiego, pierwszy bym rządowi przyklasnął i rzeczywiście uznałbym, że działa zgodnie z polską racją stanu.

Górnictwa utrzymać się nie da i nie ma to sensu, ale gdy za zmiany w tym sektorze bierze się Jacek Sasin, klęska, katastrofa dramat i wstyd są pewne jak to, że po czwartku jest piątek. Sasin również na temat górnictwa bardzo łatwo zmienia zdanie. Najpierw zapowiedział, że żadna z kopalń nie zostanie zamknięta teraz, ale nie wiadomo, co będzie za „lat ileś”, a potem okazało się, że „lat ileś” to raptem mniej niż dwa miesiące. W niedzielę Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka od lat zajmująca się górnictwem, opisała plan restrukturyzacji Polskiej Grupy Górniczej. Zakładał on m.in. zamknięcie czterech kopalń i zamrożenie czternastki dla górników z PGG. Sasin miał powiedzieć także, że nie cofnie się przed związkowcami, bo inaczej PGG nie da się uratować. I taka wersja obowiązywała, póki nie pojechał na Śląsk. Po dwóch godzinach dyskusji ze związkowcami rzecznik Ministerstwa Aktywów Państwowych oznajmił, że szkoda czasu na dyskusje o dokumencie, który i tak nie zostanie przyjęty. Ale jak się okazało, nie tylko o tym wicepremier rozmawiał ze związkowcami. Próbował także przekonać ich, że planu właściwie nigdy nie było, a informacja o zamknięciu kopalń to wymysł dziennikarzy.

Komentarze