Aby zwieńczenie parlamentarnej kadencji 2019-2023 było inne niż poprzedniej i aby inne dla opozycji było rozstrzygnięcie wyborów prezydenckich w 2025 roku, jej przedstawiciele, ale także (a może zwłaszcza) jej wyborcy powinni porzucić misję nauczania zwolenników Prawa i Sprawiedliwości czy osób dziś politycznie neutralnych. Nikt bowiem nie lubi, gdy mu się mówi, że źle myśli czy źle czuje albo brak mu zdolności do samodzielnego podejmowania decyzji.
Politycy opozycji i jej zwolennicy muszą wyciągnąć wiele lekcji z tego, że od wyborów prezydenckich w 2015 roku ponoszą porażkę za porażką, a jedynie wybory samorządowe w 2018 roku były jasnym punktem na politycznym niebie, które jednakże nie zadziałały jak katalizator. Postawą godnościową i moralną wyższością przegraliśmy wiele, a mogliśmy wygrać równie dużo. Mało tego – taką samą postawą osiem razy z rzędu wybory przegrywało PiS. Zaczęło wygrywać, gdy zrozumiało, że dla ludzi konkretna oferta jest o wiele ważniejsza niż samo tylko poczucie bycia ulepionymi z bardziej szlachetnego kruszcu niż ci inni.
Wielkim zadaniem polityków opozycji jest przygotowanie jasnego, konkretnego i wiarygodnego programu rozwiązującego bardzo namacalne problemy zwykłych ludzi i dotarcie z nimi do gmin i powiatów, a dopiero to będzie mogło zaowocować zwycięstwami w województwach, które połączone dadzą sukces w skali całego kraju. Nie mniej ważne niż zawartość oferty powinno być to, aby oferta była tych, którzy przedstawiają ją ludziom, a nie tych, którzy cyklicznie zabawiają się w lobbystów uważając się jednocześnie za dziennikarzy i ekspertów z różnych dziedzin.
Politycy opozycji muszą być pewni siebie i pewni swoich racji. Nie mogą ulegać naciskom wpływowych grup, ponieważ wtedy stracą zdolność dotarcia do człowieka zarabiającego raczej dwa niż osiemnaście tysięcy złotych miesięcznie. Rzecz jasna, jeśli chcą myśleć o wygraniu wyborów, bo to, co było w zupełności wystarczy powtórzyć, jeśli celem będzie utrwalenie kilkudziesięciu parlamentarnych karier w opozycyjnych ławach.
Co to oznacza? Opozycja powinna przestać w kółko odwoływać się do przemian 1989 roku i otaczać niemal pozaziemską czcią działaczy antykomunistycznej opozycji – zwłaszcza, jeśli ich współczesna aktywność dowodzi, że kontakt z rzeczywistością mają być może 24 grudnia, ale to też nie na pewno. Trzeba przestać bez przerwy mówić o sądach powszechnych, Sądzie Najwyższym i Trybunale Konstytucyjnym. Twarz obrońców sędziowskich elit jest niezwykle obca tym, bez których opozycja może zapomnieć o wpływie na polską rzeczywistość. Politycy opozycji powinni przestać bać się skrajnych środowisk i przestać uważać, że należy schlebiać każdemu, kto nie lubi Jarosława Kaczyńskiego.
Jeśli opozycja chce myśleć o wygraniu wyborów w cyklu 2023-2025, musi stać się rzeczniczką interesów ludzi ciężko pracujących na poziomie gmin, powiatów i małych miasteczek. Największe miasta od dawna stoją murem za opozycją, ale od dawna też wiadomo, że to o wiele za mało, aby wygrywać i o czymkolwiek decydować.
Komentarze