Jeśli myślicie, że w weekend politycy Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski i Porozumienia łowią ryby, głaszczą psy i koty i przytulają dzieci – nic bardziej mylnego. Sobota 19 września i niedziela 20 września to dla nich tysiące wykonanych i odebranych połączeń, liczenie głosów w klubie parlamentarnym, ale także liczenie haków na kolegów z tego klubu oraz szacowanie ich ciężaru oraz politycznego znaczenia, gdy zostaną użyte i gdy dowie się o nich opinia publiczna.
Te tysiące wykonanych i odebranych połączeń to rozmowy nie tylko z posłów z innymi posłami, ale także rozmowy posłów z ich rodzinami, znajomymi i znajomymi znajomych, którzy tymże posłom (i w wielu przypadkach jednocześnie wiceministrom) zawdzięczają intratne posady w państwowych spółkach i rządowych agencjach oraz w wielu urzędach i spółkach regionalnych, które podlegają urzędom marszałkowskim w województwach rządzonych przez PiS i partie satelickie, a po wyborach samorządowych w 2018 roku Prawo i Sprawiedliwość ma większość nie tylko na Podkarpaciu, ponieważ zyskało 83 mandaty w sejmikach podczas gdy sejmikowy koalicjant Platformy Obywatelskiej, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe straciło w sejmikach aż 87 mandatów.
O tym, że Zbigniew Ziobro ma haki na swoich politycznych partnerów trzymane na wypadek, gdyby tymi partnerami być przestali, wiedzą wszyscy w PiS i wszyscy w partiach opozycyjnych – w błogiej nieświadomości pozostają jedynie widzowie TVP Info. Jarosław Kaczyński wie, że biologii nie oszuka i zdaje sobie sprawę, że jeśli chce politycznie wykończyć Ziobrę, ma ku temu być może już ostatnią okazję. Ziobro wie z kolei, że utrata władzy ministra sprawiedliwości to utrata władzy nad funduszem sprawiedliwości, który jest finansowym zapleczem Solidarnej Polski, a utrata władzy prokuratora generalnego to utrata haków na tych wszystkich polityków prawicy, którzy mogą zepchnąć go w polityczny niebyt. Ziobro zapewne wie także, iż opozycja drugi raz nie okaże się bierna i rozszarpie go nie jakimś tam Trybunałem Stanu, który istnieje wyłącznie na papierze, ale umiejętnym epatowaniem opinii publicznej nadużyciami, których dopuścił się jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny oraz nagłaśnianiem patologii jego ludzi, które stworzyli w miejscach, w których byli zatrudnieni.
Cokolwiek się stanie, nie będzie to już ta sama Zjednoczona Prawica, co wcześniej, choćby dlatego, że Jarosław Kaczyński nie wybaczy Zbigniewowi Ziobro jego niesubordynacji zademonstrowanej w świetle kamer i błysku fleszy i nie będzie między nimi nawet minimalnego zaufania.
Największe państwowe patologie rodziły się w Polsce nie wtedy, gdy na początku III RP w Sejmie było ponad dwadzieścia ugrupowań, a ponieważ nie było progu wyborczego, partie te liczyły nawet po dwóch – trzech posłów. Największa zgnilizna powstawała w naszym kraju najpierw w latach 2005-2007, a potem w latach 2015-2019 oraz w kadencji 2019-2023. Tak się składa, ze to zawsze rządy środowiska politycznego Jarosława Kaczyńskiego i tych, których zmuszony był dopuścić do władzy, aby tę władzę sprawować.
Obserwujcie uważnie i uczcie się.
Komentarze