Przejdź do głównej zawartości

20 lat Platformy

W dojrzałych demokracjach, które opierają się na dojrzałości społeczeństw, dwie dekady obecności na politycznej scenie to tyle co nic, można machnąć ręką i nie bardzo jest o czym rozmawiać. Polska jednak buduje swoją demokrację zaledwie trzy dekady a ponieważ społeczeństwo w naszym kraju nie jest wystarczająco dojrzałe (przez większość czasu po 1989 roku niska frekwencja wyborcza i bardzo niewielkie zaangażowanie obywateli w sprawy wykraczające poza własne gospodarstwo domowe), fakt, że partia polityczna istnieje i funkcjonuje 20 lat, zasługuje na odnotowanie i szersze omówienie.

Dwie dekady to jest wyczyn. Nie dlatego nawet, że tak uważają założyciele tej formacji czy politycy, którzy dziś podejmują w niej najważniejsze decyzje, ale dlatego, że u progu XXI wieku powstały w Polsce tylko dwie formacje, które przetrwały do dziś, choć nie było, nie jest i nie będzie łatwo. Zwłaszcza tu i teraz, gdy dziennikarze z największych redakcji nudzą się poważnymi rozmowami na najważniejsze tematy, notorycznie przerywają politykom, gdy ci próbują powiedzieć coś odbiegającego od wyeksploatowanych schematów.

Udało się Platformie Obywatelskiej wyrosnąć z samorządu terytorialnego i zakotwiczyć w nim na dobre – zwłaszcza na poziomie burmistrzów i prezydentów miast oraz sejmików województw. Udało się pierwszy raz dwa razy z rzędu wygrać wybory parlamentarne a już będąc w opozycji na poziomie krajowym, udało się obronić samorząd przed planami agresywnej centralizacji państwa, które nakreślono w rządowych gabinetach.

Tylko idiota może jednak rozczulać się na tym, co było przez osiem lat rządów, u progu szóstego roku w ławach sejmowej opozycji. Zamiast więc tracić czas na wspominki i przeglądanie albumów ze zdjęciami, trzeba rozszerzyć działalność poza największe miasta – zejść do powiatów i gmin. Wymaga to ogromnego zaangażowania wszystkich członków partii i poważnego naruszenia jej finansowych rezerw – stąd pewnie tylko nieliczni przejawiają entuzjazm, gdy im o tym mówię. Nie ma jednak innej drogi. Nie wystarczy wygrać wyborów w Warszawie, jeśli podwarszawskie gminy popierają PiS a większość w sejmiku województwa to raptem dwa mandaty.

Nie ma przy tym sensu kreślić jakichś wzniosłych wizji na miarę bredni premiera Morawieckiego o milionie aut elektrycznych i podboju Kosmosu. Trzeba skupić się na znajdowaniu rzeczowych rozwiązań codziennych ludzkich problemów a jednocześnie dać ludziom poczucie, że państwo im ufa i nie ma zamiaru traktować ich jak dzieci. Partia powinna być stale obecna zwłaszcza tam, gdzie społeczne nastroje nie są po jej stronie. Często jest bowiem tak, że siła Prawa i Sprawiedliwości na danym obszarze bierze się z braku stale obecnej alternatywy. Uczciwa, codzienna, rzeczowa rozmowa z ludźmi nie może zaszkodzić. Program wyborczy powinien być spisaną rozmową ze zwykłymi ludźmi w całym kraju a nie książeczką wydrukowaną w Warszawie i po całym kraju rozwożoną. I nie powinien być gotowy na trzy lata, ale najwyżej na trzy miesiące przed wyborami. Rzeczywistość się zmienia, ludzie się zmieniają a programu nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie uczył się na pamięć.

Warto zadbać o to, abyśmy za 20 lat nie musieli wspominać tego, że kiedyś premierem był Donald Tusk a wicepremierem Grzegorz Schetyna i że obaj byli przewodniczącymi tej partii. Umiejętność wymiany liderów jest zresztą atutem Platformy. Skoro mamy solidnych polityków z pierwszej generacji istnienia tego środowiska, nic nie stoi na przeszkodzie, aby druga, trzecia i kolejne generacje były równie silne. Potrzeba wiary w siebie, pewności w głoszeniu własnych przekonań i zupełnie pierwotnej ludzkiej determinacji. Uleganie presji wywieranej przez marginalne, ale hałaśliwe grupki skrajnej lewicy, których życie toczy się głównie w mediach społecznościowych to droga do zejścia poniżej wyborczego progu. Przepraszaniem za to, że się żyje szacunku, respektu i poparcia zdobyć się nie da.


Komentarze