Przejdź do głównej zawartości

Wielu przewidywało koniec PO. Gdzie dzisiaj są?

Jeszcze niedawno Szymon Hołownia deklarował chęć i zdolność do przeciągania na stronę opozycji tych posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy nie chcą kończyć swojej obecności w życiu publicznym wraz z upadkiem obecnego rządu. Skończyło się na wyciągnięciu posłanki z Lewicy oraz senatora i posłanki z Koalicji Obywatelskiej. Katolicki publicysta i prowadzący telewizyjnego chłamu nie jest jednak pierwszym, któremu wydaje się, że jest większy niż w rzeczywistości.

Od dekady trwa wyścig o zastąpienie Platformy Obywatelskiej. Od dekady, ponieważ to wtedy dobiegała końca pierwsza kadencja sejmowej większości tej formacji – wcześniej żaden z jej faktycznych lub domniemanych konkurentów nie uważał jej za poważnego przeciwnika. Zresztą, kto miałby to być? SLD targane aferami swoich rządów czy Partia Demokratyczna, którą jej Lider Władysław Frasyniuk zredukował w wyborach parlamentarnych 2005 roku do 2,38% poparcia? LPR, Samoobrona i PSL to zupełnie inne grupy wyborców a PiS było w tamtym czasie kandydatem na koalicjanta.

Po wygranych przez PO przedterminowych wyborach parlamentarnych jesienią 2007 roku dla wszystkich stało się jasne, że Donald Tusk jest politykiem naprawdę ciężkiej wagi a jego bliska współpraca z Grzegorzem Schetyną bardzo wzmacnia partię, rząd i parlamentarną większość a wszystkim Polakom dała np. Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych. Pierwszym, który uznał, że w 2011 roku trzeba odebrać władzę tandemowi Tusk – Schetyna był Janusz Palikot. Wykonał gigantyczną pracę i jesienią 2011 roku jego partia zdobyła 10% głosów a Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe odnowiły mandat do rządzenia krajem przez kolejne cztery lata. Dziś Palikota nie ma w polityce – wrócił do biznesu.

Drugim, który spróbował pokonać Platformę był Ryszard Petru – potwornie obrażony na tę partię za likwidację OFE. W wyborach parlamentarnych 2015 roku jego Nowoczesna zdobyła niespełna 8% głosów. Po tym, gdy p.o. szefowej partii Ewę Kopacz zastąpił pełnoprawny przewodniczący Grzegorz Schetyna, na niego i środowisko, którego był liderem, liberalno-lewicowe media zaczęły wylewać hektolitry pomyj. Nierzadko zdarzało się, że portal będący własnością znanego dziennikarza produkował na Schetynę 2-3 paszkwile dziennie. Tylko dlatego, że Schetyna był politykiem samodzielnym. W ten sposób udało się zaszkodzić PO na tyle, że w 2019 roku PiS pozostało partią rządzącą. Ryszarda Petru też już nie ma w polityce – po romansie z posłanką z własnej partii wrócił do biznesu.

Zanim jednak Jarosław Kaczyński mógł ogłosić sukces, media podobno nieprzychylne PiS na liderów opozycji próbowały wykreować kolejno Mateusza Kijowskiego (niedawno skazanego za finansowe malwersacje), Pawła Kasprzaka (lidera opozycyjnej wobec PiS bojówki tak skrajnej, że popierała go tylko „GW”) oraz Roberta Biedronia, którego partia przestała istnieć dzień po wyborach do Parlamentu Europejskiego i została wchłonięta przez SLD a sam Biedroń ani myśli z bardzo wysokiej pensji w Brukseli wracać na krajowe podwórko.

Nie twierdzę, że Platformy Obywatelskiej nie da się definitywnie wykończyć. Twierdzę, że wielu próbowało i się na tym przeziębiło – łącznie z PiS, które próbowało w tym celu już wszystkiego – paradokumenalnych filmów Sylwestra Latkowskiego także.


Komentarze