Platforma Obywatelska zawsze była tą partią polityczną, która była najbardziej narażona na rozpad w sytuacji jednoznacznego stanowiska na temat przerywania ciąży. Chcąc wygrywać wybory, partia musi być możliwie szeroka – mieć w swoich szeregach ludzi o różnych poglądach i wrażliwościach.
Ugrupowanie nieskazitelne ideowo, nie zmącone wewnętrznym sporem i koncentrujące się na swej jednoznaczności to w polskich warunkach przepis na zdobycie w wyborach ok. 4% głosów. Tyle zdobyła w 2015 roku Partia Razem, dla której ważniejsze od politycznego pragmatyzmu i możliwości wpływu na rzeczywistość było (i chyba jest nadal) wystawianie świadectw lewicowej czystości. Skończyło się tym, że Zandberg musiał iść na kolanach do Czarzastego i błagać go o miejsca na listach wyborczych Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ponieważ poparcie dla partii Zandberga w międzyczasie spadło z okolic czterech procent na 1,2% a to mniej niż błąd statystyczny, którym obarczone są badania preferencji wyborczych.
Wydaje się, że przewodniczący PO Borys Budka dokonał niemożliwego, ponieważ połączył wodę z ogniem. Z jednej strony stanowisko jego partii ws. aborcji jest jednoznaczne i konkretne, z drugiej zaś jest zmianą ewolucyjną, pozbawioną prawicowych oraz lewicowych ekstremizmów. Ponad to w przyjętej uchwale Zarząd Krajowy formacji kładzie bardzo duży nacisk na społeczną wrażliwość.
„Kierując się poczuciem odpowiedzialności i zaufaniem do człowieka, jednoznacznie stwierdzamy, że obowiązkiem państwa jest zapewnienie kobiecie prawa do podejmowani decyzji dotyczących macierzyństwa w zgodzie z własnym sumieniem” – czytamy w stanowisku władz partii.
„Sprzeciwiamy się przemocy i agresji ze strony państwa. Sprzeciwiamy się opresyjnej polityce. Żadna władza nie ma prawa siłą narzucać swoich poglądów obywatelom. W sprawach tak trudnych i osobistych dla każdej kobiety rolą państwa jest zapewnienie jej bezpieczeństwa, wsparcia i opieki w dramatycznej sytuacji życiowej, jaką jest podjęcie decyzji ważącej na jej przyszłości” – napisano dalej w oświadczeniu.
Miarą skuteczności lidera formacji politycznej nie jest wyimaginowana charyzma ani rewelacyjne wyniki w sondażach zaufania, z których i tak nic nie wynika. Gdyby te czynniki miały być decydujące, politycznej klęski w najnowszej historii nie poniósłby charyzmatyczny jak diabli Władysław Frasyniuk a ugrupowanie srogiego, posępnego i gardzącego ludźmi Jarosława Kaczyńskiego nigdy nie zdobyłoby większości w Sejmie – zdobyło ją dwa razy. Miarą skuteczności lidera formacji jest umiejętność wychodzenia cało z tematów dla tej formacji szczególnie trudnych i newralgicznych.
Dlatego uważam, że Borys Budka zdał bardzo trudny egzamin i jeśli dobrze rozegra następstwa tej sytuacji, awansuje na zupełnie inny – wyższy – poziom. Jak Donald Tusk po 2005 roku, co przyniosło rezultaty w roku 2007.
Komentarze