Przejdź do głównej zawartości

Ludowcy niweczą starania lidera Platformy o wspólnego kandydata opozycji dla Rzeszowa

Szef rzeszowskiej spółdzielni mieszkaniowej Edward Słupek został ogłoszony kandydatem Polskiego Stronnictwa Ludowego w wyborach na prezydenta stolicy Podkarpacia, które muszą odbyć się, ponieważ ze stanowiska zrezygnował dotychczasowy prezydent Tadeusz Ferenc.

Decyzja ludowców zdaje się przekreślać szanse na wspólnego kandydata opozycji w wyborach, które odbędą się w wieloletnim bastionie Prawa i Sprawiedliwości. Wiem, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej Borys Budka podjął wysiłek na rzecz jedności środowisk opozycyjnych, ponieważ tylko wtedy byłaby jakakolwiek szansa, aby Rzeszów nie trafił w ręce Marcina Warchoła z Solidarnej Polski, którego na to stanowisko namaścił ustępujący gospodarz miasta.

Nie wiem, kim jest Edward Słupek, nie wiem jaką potęgą w Rzeszowie może być prezes spółdzielni mieszkaniowej i nie mam zamiaru w żaden sposób dyskredytować go. Wiem jednak, że wybory na prezydenta Rzeszowa są dla opozycji sprawdzianem politycznej sprawności, roztropności i skuteczności przed cyklem wyborczym, który otworzą wybory samorządowe i parlamentarne w 2023 roku a który zakończą wybory prezydenckie w roku 2025. Niezwykle trudna sytuacja na Podkarpaciu dla każdego, kto nie jest z PiS (ilu Rzeszowian ma świadomość, że Warchoł to jakaś tam Solidarna Polska?) powinna skłaniać liderów środowisk opozycyjnych wobec obozu Jarosława Kaczyńskiego do pełnej współpracy, bez osobistych kalkulacji, które są równie nieistotne, co poparcie w mieście dla ich rozdrobnionych formacji.

O tym, że lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz może wierzyć w swoją potęgę podejrzewam go od czasu, gdy głównym specem od kreacji przekazu został tam Michał Kamiński. Ten sam, który w 2018 roku nie nazwał Kamysza „skompromitowanym liderem politycznym”, choć w wyborach samorządowych jego partia straciła 87 mandatów w sejmikach województw (55% stanu z wyborów samorządowych w 2014 r.) a nazwał tak Grzegorza Schetynę rok później, choć to jego starania doprowadziły do „paktu senackiego”, który sprawił, że w Senacie większością jest sejmowa opozycja.

Nie wiem, czemu ten zabieg ludowców ma służyć. Czy temu, aby Budka, Czarzasty i Hołownia padli przed nim na kolana? Nie padną – nie ma ku temu żadnego powodu. Wygląda na to, że człowiek Ziobry może już dziś wprowadzić się do gabinetu zwolnionego przez Ferenca.


Komentarze