Posłowie Solidarnej Polski przygotowali projekt ustawy pomagający kobietom spodziewającym się dziecka z letalnymi wadami, czyli takiego, które urodzi się martwe lub umrze zaraz po przyjściu na świat. To te same ciąże, za których terminację lekarz może stracić prawo wykonywania zawodu a matka chcąca poddać się aborcji w takiej sytuacji została przez innego posła Zjednoczonej Prawicy porównana do samicy psa. O projekcie posłów ugrupowania Zbigniewa Ziobry wiadomo niewiele – ujawniono zamiar stworzenia hospicjów preinatalnych (po jednym w każdym województwie) oraz to, że kobieta w dramatycznej sytuacji będzie miała możliwość wypłakania się w specjalnie do tego przeznaczonym pokoju. Chwalebne, że kobiety nie będą musiały płakać we własnych samochodach albo w szpitalnych ubikacjach. Przenikliwa dobroć posłów Solidarnej Polski oblała mnie zimnym potem.
Prawda jest taka, że w Polsce łatwiej dostać wsparcie państwa z powodu domowej patologii niż z powodu niepełnosprawnego członka rodziny. Urzędnikom bardzo łatwo przychodzi stwierdzenie, że rodzina nie potrzebuje pomocy finansowej, skoro w domu jest podłoga z desek a nie piach lub goły beton. Za zbędny luksus uważany jest również dywan na owej podłodze a meble w pokojach powinny pamiętać czasy, gdy Stanisław Piotrowicz pomagał opozycjonistom. Rodzicom niepełnosprawnego dziecka nie potrzeba również dofinansowania do zakupu samochodu, skoro mogą z dzieckiem na ręku tłuc się autobusami podmiejskimi i tymi z PKS przez kilkadziesiąt kilometrów.
Chciałbym wiedzieć, który poseł Zjednoczonej Prawicy odczułby pomoc państwa w kwocie 153 zł miesięcznie „na rękę” a tyle wynosi zasiłek pielęgnacyjny, który bodaj w 2018 roku podniesiono do 215 zł. Trochę „lepiej” jest, jeśli niepełnosprawnemu umrze rodzic w wieku emerytalnym i jeśli wypracował sobie przed śmiercią odpowiednio wysoką emeryturę, ale żeby ją dostać, trzeba wypełnić dziesiątki stron różnego rodzaju formularzy.
Dobrze byłoby, gdyby posłowie Zjednoczonej Prawicy zdali sobie sprawę z losu niepełnosprawnych dzieci, które co prawda żyją, ale z którymi nie ma żadnego kontaktu. Które nie są w żaden sposób leczone, ale są karmione i przewijane przez pielęgniarki. Często przewijane nie od razu, bo co prawda „ma coś w majtkach, ale niech jeszcze trochę posiedzi”. Przy czym to „trochę” nie rzadko oznacza 2-3 godziny. Ciekaw też jestem czy posłom Solidarnej Polski albo posłowi Bortniczukowi z partii Jarosława Gowina chciałoby się od ósmej rano do końca dobranocki (ok. 19:25) siedzieć na składanej spacerówce.
Tak często wygląda „życie” warte więcej niż trauma rodziców. W takich miejscach nie ma kamer telewizyjnych i aparatów redakcji prasowych a rzeczywistość jest tak monotonna, że dzień tygodnia trzeba sprawdzać w telegazecie.
Komentarze