Zwołane nagle posiedzenie rządu pod przewodnictwem głowy państwa miało być odpowiedzią Pałacu Prezydenckiego na żarty z Andrzeja Dudy o tym, że z królem Jordanii rozmawiał przez niepodłączony telefon. Drwiny musiały go bardzo zaboleć i chyba przestraszył się, że będzie postrzegany jako półgłówek przez cztery lata, które zostały mu do wyprowadzki z Krakowskiego Przedmieścia.
Problem polega na tym, że prezydent podczas Rady Gabinetowej dowiedział się tego, czego miliony Polaków dowiadują się codziennie, gdy włączają telewizory. Słowem – został przez premiera i ministrów potraktowany chłodno i lekceważąco. Wiedząc to, jeszcze komiczniej patrzy się na zapowiedź tego wydarzenia, które otoczenie Andrzeja Dudy próbowało „sprzedać” opinii publicznej co najmniej jak decyzję o organizacji w naszym kraju futbolowych Mistrzostw Świata.
Problem jest jednak znacznie głębszy. Coraz głośniejsze są bowiem doniesienia o narastającej frustracji Andrzeja Dudy, który choć mógłby w II kadencji zyskać na znaczeniu, ponieważ nie będzie już walczył o reelekcję, wciąż nie potrafi przełamać swojego lęku przed Jarosławem Kaczyńskim, a to sprawia, że politycznie nie istnieje w przestrzeni publicznej. Wszystko to pomimo iż trwający od wielu miesięcy konflikt w obozie władzy wydaje się idealną okazją do wkroczenia do gry przez głowę państwa i pokazanie, że jest podmiotem, z którym Kaczyński, Gowin i Ziobro powinni się liczyć.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie mają zamiaru nawet udawać, że liczą się z prezydentem, a to – jak słychać z jego otoczenia – jeszcze bardziej blokuje Andrzeja Dudę i sprawia, że jeszcze mniejszą ma ochotę na zajmowanie się polityką. Wiele wskazuje na to, że zaczęło do niego docierać, iż zostanie zapamiętany jako wrzeszczący na Unię Europejską łamacz konstytucji i spełni się dotycząca jego osoby przepowiednia Zbigniewa Ziobry, iż po zakończeniu prezydentury będzie po prostu byłym politykiem w średnim wieku z dożywotnią ochroną i samochodem na koszt podatników.
Komentarze