Od trzeciego lutego trwała sesja egzaminacyjna. Łatwo nie było, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo więc zacisnąłem zęby i walczyłem o swoje. Bilans na dziś to jeden egzamin zaliczony w zerowym terminie, dwa w pierwszym, zaliczenie z angielskiego i jeden egzamin w drugim terminie oraz brak wyników z jednego egzaminu, bo wykładowca jest na urlopie. Nie wiem czy zdałem ten ostatni egzamin czy nie. Wolę stwierdzić, że raczej nie, by móc być mile zaskoczony niż powiedzieć, że raczej tak, a okazałoby się inaczej. Jeśli nie zdałem, 19 lutego po południu będę musiał pisać jeszcze raz. Trzymajcie kciuki.
Bardzo pozytywnym czynnikiem było to, że na egzaminy dojeżdżałem z domu i po egzaminach do domu wracałem. Pierwotnie miałem nocować w akademiku. Wiadomo, że w domu warunki do nauki i regeneracji organizmu są nieporównywalnie lepsze.
Gdy tylko będę miał w komplecie wszystkie egzaminy, zacznę myśleć o nowym semestrze.
Przytulcie mnie.
Komentarze