Przejdź do głównej zawartości

Premier Morawiecki ma osobliwe powody do dumy

Złote dziecko partii obecnie rządzącej naszym krajem, które oczarowawszy prezesa Jarosława Kaczyńskiego kolorowymi obrazkami zostało polskim premierem, stwierdziło, że jest dumne z wydarzeń marca 1968 r.

Co działo się w naszym kraju dokładnie 50 lat temu? Peerelowski dygnitarz Władysław „Wiesław” Gomułka uruchomił największą po II Wojnie Światowej w Polsce antysemicką maszynę propagandy i pogardy. Ludzie żydowskiego pochodzenia byli szykanowani na różne sposoby – szczuto na nich, wyrzucano ich z wyższych uczelni, pozbawiano polskiego obywatelstwa i zmuszano do wyjazdu, z kraju który uważali za swój – bez prawa powrotu.

Mateusz Morawiecki ma bardzo specyficzne podejście do rzeczywistości. Z jednej strony twierdzi, że w tym roku obchodzimy sto lat niepodległości Polski, a z drugiej strony twierdzi, że Polski nie było wtedy, gdy był tu PRL. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że premier z wykształcenia jest historykiem.

Czuję nie tylko wewnętrzny sprzeciw, ale też obrzydzenie, gdy premier mojego kraju (choć nie mój premier) każe mi być dumnym z wydarzeń, które dla każdego przyzwoitego człowieka powinny być powodem do wstydu.

E P I L O G

Gdy Mateusz Morawiecki zostawał premierem, a Jacek Czaputowicz ministrem spraw zagranicznych, nie brakowało takich, którzy z poważną miną i eksperckim tonem głosu mówili, że oni mogliby te same funkcje pełnić w rządzie Platformy Obywatelskiej.

Minęły dwa miesiące. Okazało się, że Morawiecki zachowuje się jak upośledzony umysłowo, a Czaputowicz jest przez wszystkich ignorowany i o najważniejszych sprawach dotyczących polskiej polityki zagranicznej dowiaduje się z opóźnieniem (o ile uznamy, że Polska prowadzi dziś jakąkolwiek politykę zagraniczną).

Walka o centrowy elektorat zaostrza się.

Fot. KPRM

Komentarze