To było bardzo długie 3,5 roku. Znany publicysta Grzegorz Sroczyński zaczął opluwać Grzegorza Schetynę tuż po ostatnich wyborach parlamentarnych, a więc jeszcze jesienią 2015 r., gdy wiadomo było, że Zarząd Krajowy już wtedy największej partii opozycyjnej, a nie - jak przez osiem lat – partii rządzącej, nie chce przedłużać prowizorki, w której pełniącą obowiązki szefowej partii jest Ewa Kopacz i że wybory pełnoprawnego lidera rozstrzygną się w ciągu trzech miesięcy. Grzegorz Schetyna natychmiast ogłosił, że będzie kandydował na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej i ruszył w teren na spotkania z działaczami. W ciągu niespełna dwóch miesięcy było jasne, że ma po swojej stronie co najmniej ¾ aktywnych, a więc rzeczywistych członków partii.
Sroczyński kpił ze Schetyny i lekceważył go wszędzie, gdzie go zapraszano i zawsze, gdy miał taką okazję. Na porządku dziennym było, że nie ma charyzmy – zupełnie, jakby ponoć charyzmatyczny Władysław Frasyniuk nie odszedł z polityki w 2005 r. w atmosferze całkowitej klęski po tym, gdy Partia Demokratyczna, której był szefem zdobyła w wyborach parlamentarnych żałosne 2,38% głosów. Sroczyński mówił też i pisał o tym, że Schetyna kurczowo trzyma się stołka lidera Platformy, choć dopiero co były wybory tegoż, a Schetyna uzyskał poparcie 91% od ponad połowy uprawnionych do głosowania. W tym samym czasie poparcie dla PO utrzymywało się w przedziale 9-11%, Nowoczesna miała w sondażach 25-30% a jej posłowie - z ówczesnym liderem na czele – niemal mieszkali w telewizjach i radiach. Sroczyński lubił też bredzić, że Schetynie zależy na byciu szefem partii, ale już nie na tym, aby wygrywać wybory, a nawet publicznie i wprost wzywał działaczy PO do buntu przeciwko liderowi. Przed ostatnimi wyborami samorządowymi pisał, że Platforma Obywatelska na pewno poniesie w nich klęskę, a Grzegorz Schetyna - w ramach powyborczych rozliczeń – zostanie wykopany. Tak, Sroczyński użył słowa „wykopany”. Rzeczywistość? Zbudowana przez szefa PO Koalicja Obywatelska wygrała wybory w miastach, poprawiła wynik PO z 2014 r. na poziomie sejmików województw o 7% mandatów i utrzymała władzę w połowie z nich. Byłoby sejmików dziesięć, gdyby nie zdrada radnego Kałuży na Śląsku i sprzedajność Bezpartyjnych Samorządowców na Dolnym Śląsku, a wcześniej arogancja i głupota Rafała Dutkiewicza, który wolał mieć w sejmiku dwóch radnych opozycyjnych z własnej listy niż trzech lub czterech w większości rządzącej po starcie w ramach KO.
Dzisiaj, kiedy tamte twierdzenia Grzegorza Sroczyńskiego legły w gruzach, mogę przyznać, że lżenie, lekceważenie obśmiewanie i wytykanie palcami Grzegorza Schetyny bardzo mnie bolało. Nie potrafiłem zrozumieć tej jego obłąkanej nienawiści wobec Schetyny, który po pierwsze – nigdy się nie skompromitował, po drugie – zawsze ciężko pracował, a po trzecie – zostając szefem partii pokazał, że nie był w stanie zniszczyć go nawet Donald Tusk, który przecież próbował to zrobić od października 2009 r. z apogeum tych działań przypadającym na październik 2013 r. Gdy w październiku 2016 r. poznałem go osobiście, mój szacunek do niego tylko się umocnił, a Sroczyński nadal go opluwał. Starałem się i na blogu, i na Twitterze obalać kłamstwa i podłości Sroczyńskiego na temat Schetyny, ale moje teksty na blogu i moje tweety nie miały takiego zasięgu, jak telewizyjne i radiowe wypowiedzi znanego publicysty. Wczoraj poinformowano mnie, że w środowej porannej audycji w radiu Tok FM Grzegorz Sroczyński z bólem i w konwulsjach przyznał, ze nie miał racji, gdy nie szanował przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Przeżyłem szok, ponieważ myślałem, że nie dożyję tych czasów. Przyznanie się do błędu jest chwalebne, ale w tym konkretnym przypadku powinno paść słowo „przepraszam”, a wyrządzone krzywdy powinny zostać naprawione.
***
Z najnowszego sondażu IBSP o wyborach do Parlamentu Europejskiego przeprowadzonego w dniach 18-20 marca 2019 r. wynika, że zbudowana przez Grzegorza Schetynę Koalicja Europejska wygrywa z Prawem i Sprawiedliwością 42:39.
Komentarze