Przejdź do głównej zawartości

Klęska Biedronia to klęska malkontentów, a tryumf Schetyny

Chciałem napisać, że długo na to czekałem, ale w sumie krótko. „Wiosna” Roberta Biedronia wystartowała przecież 3 lutego, a już 26 maja uzyskała wynik o 75% niższy niż początkowe sondaże i o prawie 50% niższy niż cel jej lidera w ostatnim dniu kampanii do PE. Dziś, 19 czerwca widać już, że tam już nie ma co zbierać, że jest już po wszystkim.

Gdy 3 lutego na Torwarze, z przytupem i konfetti Robert Biedroń ujawnił infantylną bardziej niż on sam nazwę swojej partii, rozentuzjazmowane 2000 uczestników widziało w nim męża stanu, lidera tysiąclecia, przyszłego prezydenta i premiera RP – najlepiej jednocześnie, bo przecież ego udźwignęłoby i tak dużo, dużo więcej. Apogeum wzmożenia osiągnęły tego dnia tzw. liberalne media, które od niemal czterech lat pchały Roberta Biedronia do założenia własnej partii, jednocześnie próbując zdyskredytować Grzegorza Schetynę, który jest dla nich niebezpieczny, ponieważ jest w pełni samodzielnym graczem.

Pierwsze sondaże dawały „Wiośnie” 17% poparcia, a sam Robert Biedroń mówił, że plan to 20% w zaplanowanych na maj wyborach do Parlamentu Europejskiego. Pozwolił sobie nawet na uwagę, że za chwilę wyprzedzi Platformę Obywatelską i co prawda najpierw zaproponował Grzegorzowi Schetynie miejsce w swoim rządzie, ale zaraz potem stwierdził, że jest wystarczająco silny, aby Schetyny nie potrzebować. Na przełomie marca i kwietnia sondaże dawały partii Biedronia już jednak tylko połowę poparcia z lutego, a o samej partii oraz jej liderze robiło się coraz ciszej i ciszej. Przestał więc mówić o 20% a zaczął o 15%. pojawiły się też wątpliwości co do źródeł finansowania partii, a klimat dodatkowo pogorszyła związana z tym nerwowość lidera i niechęć do ujawnienia stosownych dokumentów.

W maju nastroje w partii Biedronia „siadły” już jednak na tyle, że w ostatnim dniu kampanii wyborczej mówił już tylko o 10% głosów w wyborach, kalkulując zapewne, że tylko taki wynik pomoże mu wyjść z twarzą z ewidentnie już nieudanego projektu. 26 maja „Wiosna” dostaje 6% i nastrój sali jest zupełnie niekompatybilny z nastrojem wodza – on tryumfuje – biega i krzyczy, że oni te wybory wygrali. Mandat zdobywa on sam, życiowa partnerka jego najbliższego współpracownika oraz mało znany działacz ze Śląska. Następnego dnia po wyborach nie zaczyna objazdu kraju, aby pocieszyć zmęczonych i zniechęconych działaczy „Wiosny” - jedzie ze swoim partnerem na urlop do włoskiego Neapolu.

W partii dodatkowo narasta poczucie osamotnienia i wzmaga się frustracja z wieczoru wyborczego. Działacze „Wiosny” zaczynają dzwonić do działaczy innych partii i pytać, czy mogą się do czegoś przydać – dla wielu z nich naturalną alternatywą staje się Sojusz Lewicy Demokratycznej kierowany przez Włodzimierza Czarzastego – jako jedyna „pełnosprawna” formacja usytuowana na lewo od centrum politycznej sceny. Kilka dni temu grupa działaczy „Wiosny” z Kielc przeszła do Sojuszu właśnie. Efekt? Partia Biedronia na tamtym terenie właściwie przestała istnieć. Co na to Biedroń? Nic. Milczy. Z nieoficjalnych informacji wynika, że jest w trakcie przeprowadzki do Brukseli, gdzie jako eurodeputowany będzie przez pięć lat zarabiał po 50-60 tys. zł miesięcznie.

Żal mi tych ponad ośmiuset tysięcy głosów, które w wyborach do PE oddano na „Wiosnę”. Gdyby oddano je na Koalicję Europejską, to Prawo i Sprawiedliwość co prawda i tak wygrałoby tamte wybory, ale symboliczną różnicą 115 870 głosów. Nie żal mi działaczy partii Biedronia, których oszukał – są naiwni, a za naiwność się płaci. Jeśli czegoś mi szkoda, to tego, że swojej energii nie zaangażowali na korzyść Platformy Obywatelskiej.

Grzegorz Schetyna może tryumfować, choć wiem, że tego nie robi. Okazało się bowiem, że szkoła „starej” polityki trzyma się mocno i zdołała nawet ośmieszyć plastikowy kult żelu do włosów i „progresywnych” grepsów będących symbolem politycznej nijakości i cynicznego wodolejstwa. Droga do politycznego sukcesu przebiega przez ciężką pracę u podstaw.

Komentarze