Gdyby sędzia Krystian Markiewicz ukradł słoik majonezu, Zbigniew Ziobro zorganizowałby konferencję prasową o 7:30 i zupełnie przypadkiem na tle bramy Aresztu Śledczego. Politycy Prawa i Sprawiedliwości latami potrafili przecież opowiadać o tym, że na dziesięć tysięcy sędziów kilkoro coś ukradło – jeden kiełbasę, jeden spodnie, jeden części do wiertarki, a jeszcze jeden 50 zł.
Hejterską aferę w Ministerstwie Sprawiedliwości Onet ujawnił we wtorek wieczorem, a Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny w jednej osobie ciągle nie stanął przed dziennikarzami na konferencji prasowej, choć uwielbia światła jupiterów. Wyrecytowania kilku zdań do kamery zaprzyjaźnionej TV Trwam za zabranie głosu uznać nie sposób.
Z lat 2005-2007 wiadomo, że Zbigniew Ziobro jest człowiekiem zakompleksionym, o cechach charakteru psychopaty, z obsesją na punkcie władzy. Wiedząc to, śmiało można postawić tezę, iż wie, jakiego koloru papier toaletowy znajduje się w ubikacjach MS i PG, a nie tylko to, że jego zastępca Łukasz Piebiak tuż za ścianą lub piętro niżej był szefem trollowskiej mafii.
W partii rządzącej trwa liczenie teczek z hakami – czy więcej ma Kaczyński na Ziobrę, czy Ziobro na Kaczyńskiego. Od wyników tego audytu zależy dalszy rozwój wypadków – przed czyimi drzwiami w nocy spali się żarówka.
WYJAŚNIENIE: Żarówka spaliła się przed celą Dawida Kosteckiego akurat wtedy, gdy skończyło się jego życie, a potem też przypadkiem prokuratura odmówiła rodzinie zgody na powtórną sekcję zwłok, choć wcześniej bez powodu i wbrew rodzinom wyjęli z grobów kilkadziesiąt trumien ofiar katastrofy smoleńskiej.
Komentarze