Przejdź do głównej zawartości

Bezpartyjna prezydentura to mit

Postanowiłem napisać ten tekst po tym, gdy zauważyłem, że zwolennicy Szymona Hołowni rozpływają się w zachwytach nad nim jako bezpartyjnym kandydacie na głowę państwa. Zaznaczam, że choć ja jestem zwolennikiem Rafała Trzaskowskiego, nie będę namawiał ich do zmiany wyborczych preferencji. Chciałbym jedynie, aby obudzili się z błogiego snu i zaczęli twardo stąpać po ziemi.

Odnoszę wrażenie, że fundamentem mitu bezpartyjnego prezydenta jest założenie, iż Polacy nie lubią partii politycznych, uważają je za symbol wszelkiego zła i brzydzą się nimi. To nieprawda. Polacy z cała pewnością potrafią nie lubić i nie szanować konkretnych polityków, ale nie uważają środowisk politycznych za źródło swoich życiowych niepowodzeń i frustracji. Skąd to wiem? Ano stąd, że Prawo i Sprawiedliwość są partiami politycznymi w pełnym znaczeniu tego słowa i od lat skupiają wokół siebie ok. 70% poparcia tych, którzy biorą udział w głosowaniu, a jak wiadomo tylko tacy się liczą. Co więcej – wszyscy konkurenci tych dwóch wielkich formacji zostali z poparciem społecznym daleko w tyle.

Wróćmy jednak do wyborów prezydenckich. Głowa państwa bez zaplecza w parlamencie będzie jedynie mieszkańcem Pałacu Prezydenckiego i pasażerem tylnej kanapy pancernego Audi A8 (BMW 7 zostało rozbite). Jeśli prezydent chce coś przeprowadzić przez parlament, musi mieć tam swoje zaplecze. Żadna partia polityczna nie ma bowiem obowiązku ułatwiania czegokolwiek prezydentowi, za którym nie stoi określona liczba poselskich mandatów. Oczywiście, bezpartyjny prezydent mógłby próbować negocjować z posłami poparcie jego pomysłów, ale do niczego ich nie zmusi. Dlatego teza, że Szymon Hołownia może być odnowicielem życia publicznego jest fałszywa. Nie może i nie będzie – prezydenta wybierzemy w tym roku, a wybory parlamentarne są na jesieni 2023 roku.

Kolejna sprawa to doświadczenia historyczne. Polska odrzuciła bezpartyjnego kandydata na głowę państwa w osobie Stanisława Tymińskiego. Dawno temu? W 2010 bezpartyjny kandydat Andrzej Olechowski zdobył w wyborach prezydenckich niewiele ponad 2% głosów. W 2015 roku Paweł Kukiz zdobył co prawda aż 20%, ale już kilka miesięcy później jego środowisko w wyborach parlamentarnych zdobyło zaledwie 10% głosów, a potem w mgnieniu oka rozpadło się. Tymczasem PiS i PO mają się świetnie.

Piszę o tym, ponieważ chciałbym, aby Polacy nie ulegali pokusie prostych odpowiedzi na trudne pytania. Jeśli wolno mi mieć własne zdanie, uważam, że Szymon Hołownia jest takim samym wytworem marketingu politycznego jak wcześniej Palikot, Petru i Biedroń. Nie jest zresztą tajemnicą, że za Hołownią stoją w dużej mierze te same grupy interesu, które wcześniej poniosły już spektakularne klęski. Ci ludzie zakładają, że Polacy mają krótką pamięć i nie uczą się nawet na własnych błędach. Obawiam się, że to założenie niestety jest słuszne.

Szymon Hołownia ma prawo twierdzić, że jego pomysły są genialne i nikt przed nim na nie nie wpadł, a jeśli nawet ktoś wpadł i przepadł, to z nim będzie inaczej, bo jest od nich lepszy. Ja uważam za swój obowiązek namawiać was do chłodnej oceny rzeczywistości i nie ulegania sztuczkom magików PR.

Szymon Hołownia / fot. Piotr Hukalo / Eastnews

Komentarze