Przejdź do głównej zawartości

Walka z wirusem pod dyktando wyborczej kalkulacji

Brzydko bawi się obecna władza – nie napiszę, że nasza, bo ja na nich nie głosowałem. Wiadomo, że to, co premier Morawiecki i minister Szumowski nazywają niewielką liczbą zakażeń wynika głównie z wykonywania możliwie jak najmniejszej liczby testów, ale dobry humor obydwu panów nie opuszcza.

Na konferencji prasowej szef rządu oraz minister zdrowia poinformowali, że od 30 maja imprezy będą mogły odbywać się z liczbą 150 zgromadzonych osób, limit wiernych w kościołach przestaje obowiązywać, a noszenie maseczek w przestrzeni otwartej będzie kwestią tak subiektywną, że momentalnie stanie się fikcją.

Nie mam złudzeń, że znoszenie epidemicznych rygorów ma cokolwiek wspólnego z wiedzą medyczną. Rządzący są dziś w coraz większych politycznych tarapatach i postanowili uspokoić społeczeństwo znacząco znosząc wprowadzone kilkanaście tygodni temu restrykcje. Jest to decyzja, która nie wymaga uruchomienia miliardów złotych z budżetu państwa, a tylko taką może dziś podjąć rezydent kurnika przy ulicy Nowogrodzkiej, ponieważ państwowa kasa jest pusta. Żadnej czternastej, osiemnastej czy dwudziestej piątej emerytury nie wypłacą, bo wszystko co mogli, rozdali przed poprzednimi wyborami lub sami ukradli.

Prawo i Sprawiedliwość zapewne liczy na to, że notowania Andrzeja Dudy zaczną rosnąć, gdy będzie możliwe organizowanie 150-osobowych spotkań z wyborcami. Uważam jednak, że ta kalkulacja jest błędna, skoro prezydent stracił 20% poparcia mimo tego, że praktycznie mieszka w TVP Info, która dociera tam, gdzie nie ma TVN24 i Polsat News. Wzrost poparcia dla partii rządzącej w podziękowaniu za ograniczenie obowiązku noszenia maseczek też uważam za mało prawdopodobny. Zwłaszcza, że ludzie już tracą pracę i są zamykane całe firmy, a kulminacja tego procesu prawdopodobnie dopiero przed nami.

Nauczony doświadczeniem z minionej kadencji parlamentu jestem bardzo ostrożny w stawianiu tez, iż nastroje społeczne zmieniają się na korzyść opozycji, ale mam wrażenie, że pojawienie się Rafała Trzaskowskiego w zmaganiach o Pałac Prezydencki bardzo pomogło jego środowisku, jak również bardzo zaszkodziło obecnej głowie państwa. Pamiętam oczywiście, że między Dudą i Trzaskowskim można zapomnieć o przepływach elektoratu, ale mam wrażenie, że gospodarz stolicy ożywił zainteresowanie Polaków wyborami prezydenckimi.

Ważne, abyśmy zachowali w sobie pokorę i nie pozwolili sobie na pychę. Do pokonania Andrzeja Dudy potrzebna będzie gigantyczna mobilizacja zwolenników Rafała Trzaskowskiego, ponieważ i mobilizacja zwolenników Andrzeja Dudy będzie ogromna. Frekwencja będzie zresztą miała jeszcze jeden walor – im więcej nas weźmie udział w wyborach, tym trudniej będzie obecnej władzy te wybory sfałszować.

Komentarze