Myli się ten, kto sądzi, że to politycy opozycji nadają ton dyskusji wszędzie tam, gdzie nie sięgają macki PiS-owskiej ośmiornicy. W liberalnych i lewicowych mediach ekspertami, którzy zwolennikom opozycji mówią co mają myśleć na każdy temat są wszelkiej maści publicyści, socjolodzy i politolodzy, którzy co prawda nigdy nie mieli odwagi skonfrontować swoich tez z rzeczywistością poprzez kandydowanie choćby na radnych, ale od wielu lat twierdzą, że mają monopol na rację i kamień filozoficzny do wyborczych tryumfów.
W tym absurdalnym przekonaniu utrzymują ich koledzy zatrudnieni na etatach dziennikarskich w największych w naszym kraju mediach. Niektórzy pewnie nawet zdają sobie sprawę z idiotyzmu twierdzeń wygłaszanych przez te wyrocznie, ale dla wielu ośmieszenie się bezrefleksyjnym powielaniem kłamliwych twierdzeń i nie wyprowadzanie logicznej kontry, gdy są wygłaszane, jest mniejszą skazą na rozumie i zdrowym rozsądku niż przyznanie, że rację ma ten czy inny polityk Platformy Obywatelskiej.
O Platformie wspominam nieprzypadkowo, ponieważ zdaniem ekspertów i wspierających ich pracowników mediów to właśnie politycy tej partii nigdy nie mają racji, a racja zostanie im przyznana dopiero wtedy, gdy postanowią publicznie się powiesić. W międzyczasie rację – zdaniem ekspertów i ich przyjaciół - mieli Frasyniuk, Petru, Kijowski, Biedroń, Kasprzak i Zandberg, ale choć żaden z nich nie odniósł politycznego sukcesu, to oni byli uznawani za mężów stanu. Politycy PO zawsze opowiadali bzdury, a w ogóle to powinni się wstydzić, że istnieją i powinni zapaść się w otchłań nicości.
Piszę o tym, ponieważ eksperci i ci, którzy ich wspierają postanowili wygłupić się po raz kolejny i wiele wskazuje na to, że po raz kolejny za robienie opinii publicznej wody z mózgu nie zostaną napiętnowani. W odstępie pięciu dni uznali bowiem, że Rafał Trzaskowski powinien zagospodarować kapitał dziesięciu milionów głosów oraz, że nie powinien tego robić. Między tymi stanowiskami sam zainteresowany zadeklarował, że rozumie swoje położenie i chce je wykorzystać na rzecz dobra wspólnego.
Trzaskowski dziś jest zły, bo chce działać, ale zły byłby też wtedy, gdyby powiedział, że działać nie ma zamiaru. Problemem ekspertów i tych, którzy dają im tlen jest bowiem to, że Trzaskowski nie pytał ich o zdanie, a zatem nie dał założyć sobie smyczy. Logiki, sensu i zdrowego rozsądku nie było wśród tych ludzi nigdy wcześniej, a zatem i teraz próżno tego szukać. Trzaskowski był dobry, gdy przed laty można było spróbować wykorzystać go do osłabienia Grzegorza Schetyny. Stał się zły, gdy zadeklarował lojalną współpracę z ówczesnym liderem największej partii opozycyjnej. Trzaskowski jeszcze przed chwilą był dobry, gdy ktoś miał nadzieję, że zechce wbić nóż w plecy obecnemu szefowi Platformy Obywatelskiej, a jest już zły, bo zadeklarował współpracę z Borysem Budką.
Wszystko to eksperci oraz ich sprzymierzeńcy czynili i czynią zamiast wykrywać, nagłaśniać i piętnować patologie, których na państwowym organizmie dopuszczają się politycy Zjednoczonej Prawicy oraz osoby przez nie do tego dopuszczone. Nikt bardziej niż eksperci i ich sojusznicy nie przyczynił się do utrwalenia władzy Jarosława Kaczyńskiego i jego totumfackich.
Jak myślicie? Kto na tym skorzysta, a kto straci tym razem?
Komentarze