Przejdź do głównej zawartości

Oblężona twierdza Kaczyńskiego

Polityczne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w starachowickim kościele nie świadczy li tylko o postępującym obłędzie lidera Zjednoczonej Prawicy, ale także o jego politycznej słabości, która jest niezależna od jego kondycji psychicznej. Nawet pomijając fakt, że na mszy w rocznicę śmierci matki mówienie o Amber Gold czy o Strajku Kobiet jest równie taktowne, co nadanie lotnisku imienia osoby, która zginęła w katastrofie lotniczej, w obozie, którym rządzi zaczyna kiełkować przekonanie, że to już schyłek geniuszu prezesa i najnowszego sprzeciwu lidera Porozumienia dotyczącego ustawy odbierającej możliwość nieprzyjęcia mandatów nie należy traktować jako zdradę.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości zaczynają przeczuwać, że kończy się dobra passa ich środowiska, ponieważ „tarcze antykryzysowe” nie działają a przedsiębiorcy otwierają swoje działalności mimo obostrzeń, ponieważ wprowadzanie tego typu ograniczeń na podstawie rozporządzenia jest niezgodne z prawem. Rząd działa nielegalnie a zatem nie ma podstaw, aby go szanować. Do tego dochodzi tempo szczepień, według którego wielu z nas zaszczepi się za 3-4 lata a to z kolei oznacza, że jako społeczeństwo nigdy nie osiągniemy odporności populacyjnej.

Partia i rząd są dziś na etapie, na którym nie mogą już niczego nikomu obiecać, bo wskaźnik zgonów wzrośnie jeszcze bardziej, ale tym razem ze śmiechu. Oczywiście fakt, że PiS nadal ma poparcie społeczne znacząco przekraczające 30% a TVP doskonale wie jak utrzymywać sporą część mieszkańców naszego kraju w błogiej nieświadomości prawdziwego stanu państwa, nie działa na niekorzyść tego środowiska, ale gdyby Jarosław Kaczyński był dziś tak potężny ja choćby rok temu, nie musiałby wchodzić do rządu a tym bardziej używać własnej matki do mobilizowania swoich zwolenników.

Upadł mit produkcji miliona aut elektrycznych i posadzenia miliarda drzew, premier Morawiecki nie został nawet wiceprezesem PiS a Jadwiga Emilewicz łgała w żywe oczy, że miała prawo jeździć na nartach, bo ma w sobie coś z Justyny Kowalczyk. Jakby tego było mało, piach w oczy ciągle sypie Zbigniew Ziobro a że decyzją samego Kaczyńskiego od lat swobodnie zbiera haki na swoich kolegów, nie można go dziś w żaden sposób spacyfikować.

Zakładam, że rząd dotrwa do jesieni 2023 roku a zatem do kalendarzowego końca kadencji. Mam jednak przekonanie, że to już nie będzie polityczna ofensywa, którą pamiętamy z lat 2015-2019 a nawet z reelekcyjnej kampanii Andrzeja Dudy. Spodziewam się coraz bardziej prymitywnych prób zastraszania ludzi przy wykorzystaniu policjantów i prokuratorów oraz działań nakierowanych na maksymalne drenowanie państwowych spółek, ponieważ lata w opozycji są coraz bliżej i będą dla nich niezwykle trudne.

Komentarze