Przejdź do głównej zawartości

Lewica wdraża procedury antyprzemocowe w swoich szeregach. Teraz

Całymi latami dziennikarscy i publicystyczni akolici lewej strony sceny politycznej – poza tym, że wmawiali opinii publicznej, że Lewica ma w Polsce 30% wyborców tylko 18% z nich boi się do tego przyznać i dlatego jest 12% - wmawiali też, że Lewica jest ostoją równościowych standardów i środowiskiem jednoznacznie antyprzemocowym w każdym aspekcie – ideowa czystość i moralna wyższość błyszczała na sztandarach mieszanki SLD, Wiosny i Razem.

Okazuje się jednak, że to pic, lipa, ściema i PR-owa zagrywka. Gdy bowiem wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty brutalnie zaatakował słownie wicemarszałek Senatu Gabrielę Morawską-Stanecką, żadne wewnętrzne procedury antyprzemocowe i antydyskryminacyjne nie zadziałały, ponieważ takowych nie było. Co więcej – sprawa nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby Morawska-Stanecka sama nie ujawniła jej w jednym z wywiadów.

Kompromitacja Lewicy jest dziś tym większa, że już dwa lata temu – tuż po wyborach do Parlamentu Europejskiego, gdy rozpadła się formacja Roberta Biedronia – opinia publiczna dowiedziała się, że powodem rozpadu Wiosny było nie tylko rozczarowanie wynikiem (6% zamiast 25%), ale także zjawisko mobbingu w tej tekturowej partii i związana z nim koszmarna atmosfera.

Lewica mająca gęby pełne frazesów o godności człowieka, zmarnowała co najmniej dwa lata po aferze mobbingowej w partii Biedronia i dlatego Czarzasty mógł pozwolić sobie na szykany pod adresem Morawskiej-Staneckiej. Pozostaje mieć nadzieję, że Lewica nie tylko zacznie walczyć z przemocą we własnych szeregach, ale też przestanie moralnie besztać innych i wymuszać uważanie siebie za wzór do naśladowania.

 

Komentarze