Zapowiedziana przez premiera Donalda Tuska już w lutym rekonstrukcja rządu nareszcie ziściła się. Gdyby miała ograniczać się do odwołania Adriany Porowskiej, Katarzyny Kotuli i Marzeny Okły-Drewnowicz, czyli tzw. ministrów bez teki, umarłbym ze śmiechu i miałbym pewność, że Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej nic już nie uratuje przed klęską w wyborach parlamentarnych w 2027 roku.
Gdyby zmiany ograniczały się do stanowiska wicepremiera dla ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego – też byłoby to za mało, aby przełamać fatalny dla tego rządu ciąg zdarzeń. Fotel wicepremiera dla Sikorskiego ma sens bowiem tylko wtedy, jeśli Donald Tusk ma zamiar odejść z funkcji premiera za kilka miesięcy, a Sikorski ma go zastąpić. Ale to za kilka miesięcy – Tusk i PO potrzebują impulsu i nadziei już dziś. Bez nich, to co za kilka miesięcy – nie będzie już miało żadnego znaczenia.
Nie ma też znaczenia, czy ministerstwo finansów zostanie połączone z ministerstwem przemysłu lub ministerstwem aktywów państwowych (albo jednym i drugim). To są zmiany techniczne, operacyjne i formalne, a ludzi interesują konkretne zmiany w ich życiu. Andrzej Domański jest dobrze oceniany jako minister finansów, więc to daje nadzieję, że w nowej konfiguracji resortu też da sobie radę, ale to się przecież dopiero okaże.
Donald Tusk postanowił jednak pozbawić Adama Bodnara stanowiska ministra sprawiedliwości, a to już bardzo dobra wiadomość. Bodnar okazał się bowiem człowiekiem tak naiwnym, nieporadnym i ślamazarnym, że doprowadzał do białej gorączki nawet ludzi bardzo życzliwych obecnemu rządowi. Temu człowiekowi naprawdę nic nie wyszło. Jeśli swoi odwrócą się od ciebie, kto ma pomóc ci przetrwać? No właśnie. Trzeba było to przeciąć.
Z rządu odchodzi minister sportu i turystyki Sławomir Nitras. To świetna wiadomość, ponieważ jako minister nie przyniósł rządowi wartości dodanej, a po godzinach zdążył walnie przyczynić się do porażki Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, co poważnie osłabiło Platformę Obywatelską. Konsekwencje powinny były nadejść i dobrze, że tak się stało.
Najważniejsze jednak, że ministrem spraw wewnętrznych i administracji nie będzie już Tomasz Siemoniak. To człowiek, który nie wie, na jakim świecie żyje. Siemoniak nie ma też żadnego zaplecza w Platformie Obywatelskiej. Szanuje go Andrzej Duda, a politycy Prawa i Sprawiedliwości bardzo go lubią. Przyczyny obecności Tomasza Siemoniaka w tym rządzie są zatem równie zagadkowe, co losy złotego pociągu. Szkoda, że nadal ma być ministrem – koordynatorem służb specjalnych. Powinien zniknąć z polityki. Zupełnie. Nie powinno być tak, że służbami rządzą nasi przeciwnicy, a tak było do tej pory właśnie dzięki Siemoniakowi.
Marta Cienkowska zastąpi Hannę Wróblewską w ministerstwie kultury i dziedzictwa narodowego, a Miłosz Motyka przejmie od Pauliny Henning-Kloski nadzór nad energetyką i to jest dobra wiadomość, ponieważ Motyka czuje temat, a Henning-Kloska na niczym się nie zna. Szkoda, że ta nieudaczna persona nadal będzie ministrem. Izabela Leszczyna odchodzi z ministerstwa zdrowia – ot, kolejna osoba, która nie poradziła sobie z tym strasznym obszarem. Ma ją zastąpić osoba z doświadczeniem w zarządzaniu szpitalami. Można zapytać, dlaczego dopiero teraz? Marzena Czarnecka odchodzi z ministerstwa przemysłu, które ma być zlikwidowane, a obszary mają być podzielone między inne resorty. Ministra Czesława Siekierskiego zastąpi dotychczasowy wiceminister Stefan Krajewski. Jakub Jaworowski nie będzie już ministrem aktywów państwowych, ale jego następca będzie równie nieistotny.
Bodnara zastąpi Waldemar Żurek, a Siemoniaka – Marcin Kierwiński. Gorzej nie będzie. Jesteśmy na dnie. Mamy szansę powalczyć w 2027. Bez tych zmian, powinniśmy oddać władzę już dziś, ponieważ najgorsze jest gnicie.
Komentarze