Do polski przyjechał pierwszy pociąg dużych prędkości – Pendolino. W sumie będzie ich dwadzieścia, a przywitana dziś maszyna ma zacząć regularną pracę za rok. Najtańsze bilety na podróż tym nowoczesnym toczydłem mają kosztować 49 zł. Cieszę się, że Polska modernizuje się. Doceniam i chwalę każdy projekt, który przybliża nasz kraj do standardów Zachodu.
Obawiam się jednak, że luksusowy pociąg za setki milionów euro i typowo ludzki pociąg do luksusu nie wystarczą do tego, by najnowszy nabytek kolejowego molocha pędził ponad dwieście kilometrów na godzinę, do czego jest gotowy i czym zachwycałby podróżnych, a w konsekwencji przybywać będzie chętnych, by zamiast do samochodu albo samolotu, wsiąść do pociągu. Nie byle jakiego.
Chciałbym, żeby równie często jak pokazywane jest polskie Pendolino, mówić o tym, że polska infrastruktura kolejowa nie jest i jeszcze długo nie będzie gotowa do tego, by ten pociąg mógł rozwinąć choćby połowę swojej maksymalnej prędkości. Dziś normą na kolei jest prędkość 50 km na godzinę.
Mimo życzliwości mam więc poczucie, że w najlepszym razie kupiliśmy Penolino za wcześnie, a w najgorszym, wydaliśmy setki milionów euro na włoski sprzęt, choć jest w naszym kraju producent taboru kolejowego PESA, który jest doceniany za granicą, a polskie potrzeby może zaspokoić tak samo wysokim poziomem technicznym, ale za mniejsze pieniądze. Wolałbym, żeby nasze pieniądze napędzały polskie PKB, jeśli to możliwe, (w tym przypadku jak najbardziej) niż PKB Włoch, których obywatele bardziej troszczą się o zboczonego premiera, niż o własną gospodarkę.
Irytujące jest zachowanie polskich mediów, które zamieniły się w Pendolino 24. Cały dzień tylko o tym, że za ciężki szmal kupiliśmy pociąg i – co szokuje najbardziej – pociąg ten został Polsce wyprodukowany i dostarczony. Kilka miesięcy temu mieliśmy media Dreamliner 24. VIP-y z Boeinga podobno nie mogły się nadziwić, co to za kraj ta Polska i co za media są w tym kraju, że z przylotu nienowego przecież samolotu, bo latały już one na świecie od dawna, robi się wydarzenie narodowe.
Obawiam się jednak, że luksusowy pociąg za setki milionów euro i typowo ludzki pociąg do luksusu nie wystarczą do tego, by najnowszy nabytek kolejowego molocha pędził ponad dwieście kilometrów na godzinę, do czego jest gotowy i czym zachwycałby podróżnych, a w konsekwencji przybywać będzie chętnych, by zamiast do samochodu albo samolotu, wsiąść do pociągu. Nie byle jakiego.
Chciałbym, żeby równie często jak pokazywane jest polskie Pendolino, mówić o tym, że polska infrastruktura kolejowa nie jest i jeszcze długo nie będzie gotowa do tego, by ten pociąg mógł rozwinąć choćby połowę swojej maksymalnej prędkości. Dziś normą na kolei jest prędkość 50 km na godzinę.
Mimo życzliwości mam więc poczucie, że w najlepszym razie kupiliśmy Penolino za wcześnie, a w najgorszym, wydaliśmy setki milionów euro na włoski sprzęt, choć jest w naszym kraju producent taboru kolejowego PESA, który jest doceniany za granicą, a polskie potrzeby może zaspokoić tak samo wysokim poziomem technicznym, ale za mniejsze pieniądze. Wolałbym, żeby nasze pieniądze napędzały polskie PKB, jeśli to możliwe, (w tym przypadku jak najbardziej) niż PKB Włoch, których obywatele bardziej troszczą się o zboczonego premiera, niż o własną gospodarkę.
Irytujące jest zachowanie polskich mediów, które zamieniły się w Pendolino 24. Cały dzień tylko o tym, że za ciężki szmal kupiliśmy pociąg i – co szokuje najbardziej – pociąg ten został Polsce wyprodukowany i dostarczony. Kilka miesięcy temu mieliśmy media Dreamliner 24. VIP-y z Boeinga podobno nie mogły się nadziwić, co to za kraj ta Polska i co za media są w tym kraju, że z przylotu nienowego przecież samolotu, bo latały już one na świecie od dawna, robi się wydarzenie narodowe.
Komentarze