Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2020

Tygrys nie spadnie na cztery łapy

Nie tylko prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki postanowili zbić polityczny kapitał na wirusie, który na całym świecie pochłonął dotychczas wiele tysięcy ludzkich istnień. Podobną drogą poszedł prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz, którzy – przypomnę – kandyduje na prezydenta RP. Lider ludowców postanowił życzyć Polakom zdrowia na billboardach sygnowanych jego kampanijnym brandem. Nie wiem czy „zdrowotny” billboard Kamysza faktycznie uzdrawia chorych na COVID-19 albo czy – jeszcze lepiej – w ogóle zapobiega zakażeniom, ale jestem zachowaniem tego polityka poważnie zdegustowany, bo choć nie uważam go za męża stanu, miałem o nim dobre zdanie, po tym, gdy w kwietniu 2019 roku poznałem go osobiście na warszawskiej konwencji Koalicji Europejskiej. Wykorzystywanie choroby do zaistnienia w mediach uważam za coś, co dyskwalifikuje każdego, ale polityka zwłaszcza. Niczym to nie różni się od cynicznego wykorzystywania przez Antoniego Macierewicza katastro

Konflikt twardogłowych z postępowymi w PiS? Żarty

Obserwuję polską politykę dzień w dzień nieprzerwanie od lipca 2007 roku – miałem wtedy 16 lat. Z zażenowaniem obserwuję od tamtego czasu, że dziennikarze co jakiś czas nabierają się na szopkę zatytułowaną konflikt, spór, różnica zdań w Prawie i Sprawiedliwości. Osobom odpowiadającym za wizerunek, strategię i taktykę partii Jarosława Kaczyńskiego zależy na tym, aby co jakiś czas stworzyć dla opinii publicznej iluzję wewnętrznej burzy mózgów, pewnego rodzaju autonomii członków partii, fermentu intelektualnego i poczucia, że trwa tam dyskusja, której końcowy rezultat wcale nie jest do przewidzenia. To ma przekonać obywateli, że PiS jest partią jak wszystkie inne w naszym kraju. Prawda jest taka, że Jarosław Kaczyński jest jedyną liczącą się osobą decyzyjną w partii, którą rządzi. Nie ma tam kilkupoziomowych struktur, które zależą od siebie hierarchicznie, a prezes lub organ kolegialny są ostatnią instancją odwoławczą. Szefami struktur zostają ci, których z partyjnej centrali przywozi Joa

Szach-mat Senatu

W Senacie powstaje niemal identyczna ustawa antykryzysowa, jak ta, którą wysłało tam Prawo i Sprawiedliwość, ale bez wrzutki zmieniającej Kodeks Wyborczy. To bardzo ciekawa sytuacja, która może nie tylko rozzłościć polityków PiS, ale też ośmieszyć ich przed opinią publiczną i po raz kolejny pokazać polityczny cynizm i wyrachowanie Jarosława Kaczyńskiego. To ta nowa ustawa trafi do Sejmu, a projekt PiS trafi na cztery tygodnie do senackiej „zamrażarki”. Nerwowość posłów PiS z powodu prac senatorów opozycji już jest widoczna gołym okiem, ponieważ Sebastian Kaleta dał upust swojej frustracji we wpisie na jednym z portali społecznościowych. Z reakcji przedstawiciela obozu Zjednoczonej Prawicy wynika, że rządowa ustawa antykryzysowa w części poświęconej pomocy pracownikom i pracodawcom jest dalece mniej istotna dla władzy niż poprawka zmieniająca Kodeks Wyborczy na 42 dni przed wyborami prezydenckimi. Ja to wiedziałem i wiedział o tym, każdy, kto potrafi dodać dwa do dwóch, ale prz

Jeśli – wybory prezydenckie wiosną 2021 roku

Myli się ten, kto sądzi, iż można przełożyć wybory prezydenckie na wiosnę 2021 roku i oznaczać to będzie tyle, że kandydaci przetrzymają swoje banery w magazynach do wiosny. Przeniesienie wyborów na przyszły rok oznacza całkowity reset kampanii wyborczej – z wymianą opozycyjnych konkurentów prezydenta Andrzeja Dudy włącznie, a może nawet przede wszystkim. Postanowiłem napisać ten tekst, gdy zobaczyłem, że wszyscy z liczących się konkurentów urzędującej głowy państwa spisali na straty sens głosowania 10 maja 2020 roku. Dlaczego? Dlatego, że żaden z obecnych kandydatów nie wytrzyma wydłużenia faktycznej, choć nieformalnej kampanii wyborczej prawie o rok. Po pierwsze dlatego, że żaden z obecnych konkurentów Andrzeja Dudy nie jest (podobnie jak sam prezydent) politykiem pierwszoligowym. Żaden z konkurentów urzędującego prezydenta w czasie kampanii wyborczej prowadzonej przed epidemią nie okazał się atutem swojego zaplecza politycznego w znaczeniu, że ma poparcie wyższe niż to środowis

Słabe media to prezent dla autorytarnej władzy

Pretekstem do napisania tego tekstu jest ogłoszony kilka dni temu przez jego wydawcę upadek jednego z tygodników. Jest to bowiem świetny przykład stanu mediów w naszym kraju, ponieważ ów tygodnik był przez ostatnie kilka lat po prostu pismem plotkarskim, a jego dystrybucja obywała się w oparciu o sięgające nawet trzydziestu procent promocje dla restauracji, hoteli czy państwowych linii lotniczych. Epidemia koronawirusa była dla wydawcy jedynie bardzo wygodnym pretekstem do pozbycia się kłopotu. Drugi powód to wczorajsze stwierdzenie jednego z dziennikarzy tym razem „Rz” wygłoszone w TVN24, że polityczna pozycja ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego w czasie epidemii koronawirusa urosła tak bardzo, iż wygrałby on wybory prezydenckie i to nawet bez II tury. To wszystko w sytuacji, gdy pojawiają się coraz to nowsze doniesienia o tym, że zgodnie z wytycznymi tego samego Szumowskiego szpitale mają zaniżać liczbę śmiertelnych ofiar wirusa, poprzez wpisywanie jako przyczynę zgonu po pros

Polska polityka po epidemii

Nie ma co ukrywać: Dla pasjonata polityki, który w normalnych warunkach zaczynał i kończył dzień na sprawdzaniu „co tam panie w polityce”, poświęcał czas na analizy wydarzeń lub konkretnych wypowiedzi, obecny stan politycznego zawieszenia, letargu, zwolnienia i o wiele za długiego długiego weekendu jest największą karą, jaka mogła go spotkać – przy założeniu, że nikt mi nie zabierze piwa stojącego w lodówce. Epidemia i związana z nią kwarantanna kiedyś się skończą – podejrzewam, że w sam raz na 10 maja, ale bardzo chciałbym nie mieć racji. Zdaję sobie sprawę, że rozważania o powrocie do normalnej polityki są mocno ryzykowne, gdy nie znamy ani ostatecznego terminu wyborów prezydenckich, ani tym bardziej ich wyniku, ale pamiętajmy, że prezydent nie był, nie jest i nie będzie w Polsce postacią pierwszoplanową, ponieważ konstytucyjna konstrukcja ustrojowa wyraźnie przechyla ciężar władzy, a zatem również odpowiedzialności w stronę Prezesa Rady Ministrów. Przewodniczący Platformy O

Czerwono-zielona koalicja z Kaczyńskim

Gdy Konfederacja weszła do Sejmu myślałem, jak wszyscy, że będzie to koalicjant Prawa i Sprawiedliwości jak w poprzedniej kadencji Kukiz`15. Wydawało się to oczywiste, jeśli w klubie parlamentarnym Konfederacji są takie indywidua jak Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke. Ostatnie dni pokazują jednak, że czasem warto poczekać z wyrobieniem sobie zdania. Przy okazji zaistnienia potrzeby zwołania specjalnego posiedzenia Sejmu w celu uchwalenia ustaw wspierających firmy i pracowników dotkniętych gospodarczymi skutkami epidemii koronawirusa, PiS chciało zorganizować zdalne głosowania, choć byłoby to sprzeczne z regulaminem. Chodzi o to, że gdyby procedowano w określony sposób bez prawnych umocowań takiego działania, przyjęte rozwiązania prawne mogłyby okazać się nieważne. To oznacza, że w powietrze wyleciałyby wszelkie instrumenty wspierające pracowników i pracodawców w tej nadzwyczajnej sytuacji. Jakie byłyby tego konsekwencje? Strach pomyśleć. Okazało się, że posłowie lewicy or

Jak media podsunęły PiS Jakubiaka

Każdy, kto choć raz zbierał podpisy pod listami wyborczymi, wie jak bardzo jest to trudne, czasochłonne, niewdzięczne i zaangażowania ilu ludzi wymaga. Nie jest możliwe, aby Marek Jakubiak, który nie ma ani poparcia społecznego, ani struktur partyjnych, a w dodatku ma opinię bufona i choleryka, zebrał 140 tysięcy podpisów w tydzień. Jasne jest, że Jakubiakowi podpisy zbierało Prawo i Sprawiedliwość, ponieważ tylko ono ma interes w starcie Jakubiaka i tylko ono dysponuje odpowiednimi zdolnościami operacyjnymi. Jasne jest, że Marek Jakubiak w wyborach prezydenckich zdobędzie najwyżej 1% poparcia. Jego start zabezpieczył jednak PiS przed ewentualnym wycofaniem się z wyborów wszystkich opozycyjnych konkurentów Andrzeja Dudy, co przez kilka tygodni było forsowane przez liberalne i lewicowe media z wdziękiem walenia młotem w ścianę. Konstytucja jasno bowiem stanowi, iż jeśli w wyborach prezydenckich startuje tylko jeden kandydat, cała procedura musi rozpocząć się od nowa. Pomysł med

Upadek „Wprost” – fake newsy słabo się sprzedawały

Dla pasjonata polityki, który traktuje poważnie nie tylko swoją pasję, ale również politykę jako taką oraz dla człowieka, który ceni sobie rozum, logikę i zdrowy rozsądek, dzisiejszy dzień jest szczególnie radosny. Oto bowiem wydawca tygodnika „Wprost” poinformował, że definitywnie kończy wydawanie papierowej wersji gazety. Zasłaniał się kłopotami gospodarczymi po epidemii koronowirusa, ale, jeśli spojrzymy na wyniki sprzedaży i zobaczymy, że ostatnio schodziło tylko ok. 14.000 egzemplarzy, wiadomo, że to jest zwyczajna likwidacja, a epidemia jest jedynie bardzo wygodnym pretekstem do pozbycia się kłopotu i zwolnienia ludzi. Nie dziwi mnie, że tygodnik „Wprost” kończy żywot w takim stylu. Od dobrych kilku lat było to bowiem pismo politycznych plotek lub wyssanych z palca bzdur. Specjalizowała się w tym Joanna Miziołek. Nie policzę, ile razy musiałem w prywatnych rozmowach z politykami Platformy Obywatelskiej weryfikować jej sensacyjne rewelacje. Często pojawiały się one z takim na

Źli ludzie nie staną się dobrzy, bo epidemia i kwarantanna

Człowiek uczy się całe życie i ja przekonałem się o tym dosłownie przed chwilą. Myśląc o posiedzeniu Sejmu, które ma przyjąć ustawę wspierającą pracodawców i pracowników zmagających się z następstwami epidemii koronawirusa, w pierwszej chwili pomyślałem, że posiedzenie Sejmu powinno obyć się na odległość no bo przecież mamy 2020 rok i specjalne ministerstwo zajmujące się cyfryzacją. Refleksja przyszła po dłuższym czasie. Przecież mamy do czynienia z władzą Prawa i Sprawiedliwości, a zatem z ludźmi, którzy krętactwo, podłość, intrygę i oszustwo mają w swoim DNA. Wtedy pomyślałem, że skoro w obecnych warunkach klasyczne posiedzenie Sejmu byłoby samobójstwem, należy do maksimum wykorzystać przestrzeń budynków parlamentarnego kompleksu – nie tylko budynki Sejmu, ale także powierzchnię Senatu oraz hotel poselski. Wszystko po to, aby zachować procedury zdrowotnego bezpieczeństwa. Bardzo chciałbym się mylić, a nawet mogę wyjść na idiotę. Obawiam się jednak, że pytanie przed piątkowym

Kajdanki Barbary Blidy

25 kwietnia 2007 roku była posłanka i była minister budownictwa Barbara Blida popełniła samobójstwo podczas akcji zatrzymania jej przez funkcjonariuszy Bezpieczeństwa Wewnętrznego w jej domu w Siemianowicach Śląskich. Wydarzenie to uważane jest za punkt zwrotny rządów Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007 i kamień, który uruchomił lawinę, która doprowadziła do utraty władzy przez środowisko Jarosława Kaczyńskiego na rekordowe wówczas osiem lat. Podczas wyjaśniania okoliczności śmierci byłej polityk wyszło na jaw, że ówczesny premier Jarosław Kaczyński na nieformalnej naradzie polecił, aby w czasie zatrzymania Barbary Blidy nie zakładano jej kajdanek. Argumentacja była z rodzaju „kobiecie nie wypada robić takich rzeczy”. Jakie było prawne umocowanie tego jakże osobliwego polecenia? Żadne. Jarosław Kaczyński wydał takie polecenie, ponieważ miał taki kaprys. Przypomniałem to sobie, gdy zacząłem uświadamiać sobie, że poseł Jarosław Kaczyński na takiej samej podstawie prawnej

Minister Szumowski użyteczny do budowy mitu

Prawo i Sprawiedliwość – jak żadna inna partia polityczna w naszym kraju – do perfekcji opanowało umiejętność budowy mitów, które pozwalają zawładnąć zbiorową wyobraźnią dla osiągnięcia bardzo wymiernych korzyści politycznych. Tak było w 2001 roku, gdy Lech i Jarosław Kaczyński budowali tę partię i ten drugi wykreował tego pierwszego na szeryfa walczącego ze zgnilizną postrywinowskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej i udało się – Lech Kaczyński najpierw został prezydentem Warszawy, a potem głową państwa. Nic to, że za jego kadencji w fotelu gospodarza stolicy nie zrealizowano żadnej prorozwojowej inwestycji, bo szeryf panicznie bał się rozpisywać przetargi, a jeszcze bardziej bał się potencjalnej korupcji przy wyborze ofert. Budowę mitu z sukcesem powtórzono w 2005 roku, gdy podzielono Polaków na liberalnych i solidarnych, aby obrzydzić tych pierwszych spod szyldu Platformy Obywatelskiej i zakończyło się to sukcesem, ponieważ PiS zdobyło większość w Sejmie i Senacie, gdy ludzie prz

Na polityczny cynizm Kaczyńskiego jest społeczne przyzwolenie

Ktoś urodzony wczoraj mógłby przypuszczać, że dla rządzącego dziś Polską Prawa i Sprawiedliwości kluczowe jest jak najszybsze opanowanie koronawirusa i dążenie do tego, aby obywatele znowu mogli być w pełni aktywni na zewnątrz swoich gospodarstw domowych. Nic bardziej mylnego. Na zapleczu partii rządzącej, które w takiej sytuacji naturalnie stało się centrum ugrupowania trwa nieustanna analiza nastrojów społecznych i szukanie zgrabnych i tanich trików,, aby zainteresować opinię publiczną niekończącymi się konferencjami prasowymi Andrzeja Dudy, Mateusza Morawieckiego i Łukasza Szumowskiego. Normalne życie zamarło, kampania wyborcza kandydatów opozycji zniknęła nie tylko z telewizji rządowej, ale również z mediów niesłusznie przez wielu uważanych za liberalne. Jeśli partia rządząca zdecyduje się na zmianę terminu wyborów prezydenckich, a mówiąc wprost na przesunięcie ich na październik lub listopad, na pewno zrobi to w absolutnie ostatnim momencie. To wszystko jest zimną kalkulacją. W

Przestańcie biadolić

W czasach epidemii najbardziej irytują mnie dwie rzeczy: Natręctwo Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego w bredzeniu o myciu rąk, dziękowaniu wszystkim i opowiadaniu, że inne kraje biorą z nas przykład oraz płacz czwartoligowych polityków, którzy mogą wejść do II tury wyborów prezydenckich tylko wtedy, gdy zadecydują o tym członkowie ich środowisk politycznych, a i to tylko pod warunkiem, że głosowanie będzie jawne i imienne. Marny byłby ze mnie pasjonat polityki, gdybym nie dostrzegał ogromnego zagrożenia dla wyniku wyborów w tym, że faktyczną kampanię prowadzi w tych szczególnych czasach wyłącznie urzędujący prezydent. Jeśli bowiem z oczywistych powodów Małgorzata Kidawa-Błońska musi siedzieć w domu, jeśli nie może spotykać się z ludźmi na targowiskach, w salach i różnego rodzaju wydarzeniach promujących dany region, a internet nie jest jedynie uzupełnieniem tych aktywności, a stał się jedynym sposobem dotarcia do ludzi, nie można nawet mieć pewności, że do rozstrzygnięcia wyboró

Z 212 mld zł zostało niewiele

Wczoraj premier Morawiecki hucznie ogłosił, że rząd przeznaczy astronomiczne 212 mld zł na wsparcie gospodarki dotkniętej epidemią koronawirusa. Dziś z tych miliardów zostało niewiele. Nie będę się znęcał nad tym, że wczoraj premier powiedział, iż rząd miesiącami przygotowywał się do zaistniałej sytuacji, a dziś powiedział, że miesiąc temu koronawirusa nikt się nie spodziewał. Z 212 mld zł, które od wczoraj wbija Polakom do głów rządowa telewizja, realne pieniądze to raptem ok. 65 mld zł, czyli mniej niż 1/3. Ogromna część z tych 212 miliardów to po prostu prolongata spłat kredytów. Poraża mnie fakt, że rząd proponuje przedsiębiorcom, którzy dziś nie zarabiają, bo z powodu nadzwyczajnej sytuacji musieli zamknąć swoje firmy jedynie odroczenie płatności np. wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. To nic nie da, ponieważ straconych zysków w tym akurat przypadku nie da się odrobić, gdy firmy te wrócą do normalnego funkcjonowania. Przeraża mnie beztroska, rządzących, którzy pracując

Mistrzowie wodolejstwa

Dzisiaj rano w Pałacu Prezydenckim odbyła się Rada Gabinetowa, czyli posiedzenie Rady Ministrów pod przewodnictwem prezydenta. Odkąd sięgam pamięcią zwoływanie Rady Gabinetowej przez głowę państwa zawsze było podyktowane kwestiami wizerunkowymi, aby przykryć bieżące kłopoty lub interesami wyborczymi, w których uzyskaniu taka ustawka miała pomóc. Tym razem było tak samo. Po posiedzeniu RG, na konferencję prasową wyszli prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz. Morawiecki. Przez bite dwadzieścia minut ten pierwszy dziękował wszystkim, którzy mu akurat przyszli do głowy i za wszystko, co akurat był w stanie sobie przypomnieć, a ten drugi posłusznie przytakiwał doskonale rozumiejąc, że reelekcja pierwszego pomoże jemu i jego kolegom z rządu, a być może zadowolony z obrotu spraw poseł Jarosław Kaczyński pozwoli im przez tydzień poczuć się pełnokrwistymi politykami i ludźmi, którzy mają na coś wpływ. Po południu podobną ustawkę w Kancelarii Premiera zorganizował sobie Mateusz Morawi

Gdy wszyscy siedzą w domach, Andrzej Duda prowadzi kampanię

Główny Inspektor Sanitarny poinformował w sobotę, że w naszym kraju wyleczono trzynaście osób zarażonych koronawirusem. Nic to, że koronawirus rozwija się czternaście dni, a w Polsce ledwie tydzień wcześniej odnotowano pierwsze zarażenia. „Wyleczono” z „koronawirusa”, czyli władza ma sukces. Tego samego dnia urzędujący prezydent Andrzej Duda, który w zaplanowanych na 10 i 24 maja wyborach prezydenckich ubiega się o reelekcje, wizytował szpital w Garwolinie. Nie szkodzi, że prezydent RP nie ma żadnych prerogatyw w obszarze systemu ochrony zdrowia, a wygłoszone przez niego do kamery banialuki tuż po wyjściu z placówki niczego nie wnoszą do tematu zagrożenia epidemiologicznego – głowa państwa troszczy się o obywateli, a rządowa telewizja postara się o nagłośnienie tego faktu. Inni kandydaci na najwyższy urząd w państwie, zupełnie zawiesili prowadzenie swoich kampanii. Gdyby – jak Andrzej Duda – wykorzystali pretekst, jakim było ogłoszenie, że trzynastu wyzdrowiało i zaczęli prowa

Politykom PiS i lewicy symbol RU jest bliższy niż symbol UE

Jeśli ktoś sądził, że nadzwyczajna sytuacja związana z zagrożeniem koronawirusem przyczyni się do tego, że politycy Prawa i Sprawiedliwości choć raz od wielkiego dzwonu zachowają się przyzwoicie, musiał srogo się rozczarować. Prominentni przedstawiciele partii rządzącej nie mieli żadnych zahamowań, aby w obliczu ogólnoświatowego zagrożenia, którego centrum znajduje się obecnie w Europie, zaatakować Unię Europejską – z Komisją Europejską na czele. Opowiadają ci politycy, że Unia Europejska jest wobec koronawirusa bezradna, że epidemia zaskoczyła „brukselskich biurokratów”, że Komisja Europejska nic nie robi, aby przyczynić się do likwidacji zagrożenia. To ordynarne kłamstwa. KE już w tej chwili przekazała naszemu krajowi na walkę z koronawirusem ponad miliard euro ze środków, które powinny były być do budżetu UE zwrócone przez Polskę. Planowane jest przekazanie Polsce dodatkowych 7,5 mld euro i nasz kraj będzie największym beneficjentem unijnej pomocy. Co gorsze, nie tylko poli

Koronawirus obnażył tekturowość państwa PiS

Gdy Prawo i Sprawiedliwość jesienią 2015 roku skompletowało pełnię władzy na szczeblu centralnym w naszym kraju, zaczęło roztaczać przed Polakami liczne wizje gigantycznych projektów inwestycyjnych i tożsamościowych. Były więc zapowiedzi miliona samochodów elektrycznych rodzimej produkcji, przekop Mierzei Wiślanej, budowa promów w szczecińskiej stoczni, kolumny niepodległości, gigantyczne lotnisko (już trzecie na terytorium Mazowsza), tysiące budowanych przez państwo tanich mieszkań na wynajem i troska o największe polskie firmy i to nie tylko te, które pośrednio lub bezpośrednio kontroluje Skarb Państwa. Spodziewałem się wówczas, że polskie społeczeństwo bardzo szybko (jeśli nie od razu) wychwyci megalomański fałsz podlany politycznym cynizmem, a tymczasem poparcie dla PiS rosło, dla opozycji spadało, a gdy poparcie dla PiS zaczęło się stabilizować na pewnym poziomie, notowania opozycji można było nazwać co najwyżej stagnacją nieuprawniającą polityków opozycji do jakiegokolwiek o

Czas zarazy i czas hańby

Jest takie powiedzenie „chcesz poznać człowieka – daj mu władzę”. W najnowszej historii polskiej polityki widać jednak, że także utrata władzy jest dobrą okazją do poznania prawdziwej twarzy byłego prominenta i najciemniejszych zakamarków jego psychiki. Były marszałek Senatu, a obecnie wicemarszałek tej izby Stanisław Karczewski nie potrafi pogodzić się z utratą funkcji, a wraz z nią służbowej willi i samochodu z kierowcą i ochroną. Nie ma też żadnych zahamowań co do okoliczności w jakich domaga się przywrócenia jego osobistego komfortu finansowanego rzecz jasna przez wszystkich podatników. Nie pisałem tekstu, gdy pan Karczewski zorganizował konferencję prasową w Senacie tylko po to, aby zademonstrować mycie dłoni łokciem. Uznałem, że to zbyt absurdalne i groteskowe, a ja nie pracuję przecież w Superstacji, gdzie tego typu tematy są podstawową, kluczową i w zasadzie jedyną liczącą się treścią. Piszę ten tekst 12 marca 2020 roku, na zegarku jest godzina 17:06. W tej chwili

Przełożenie terminu wyborów prezydenckich to fatalny pomysł

Zastanawiałem się nad tym kilka dni, ponieważ wiem, że duże spotkania z wyborcami twarzą w twarz są solą każdej kampanii wyborczej, a kampanii przed wyborami prezydenckimi w szczególności, ponieważ wybory prezydenckie – jak żadne inne opierają się na osobie kandydata. Wiem, jak bardzo zagrożenie koronawirusem wywróciło plany i harmonogramy sztabów wyborczych. Uważam jednak, iż przełożenie terminu wyborów prezydenckich byłoby gigantycznym błędem. Powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze – Andrzej Duda jest fatalnym prezydentem i każdy dzień jego zamieszkiwania w Pałacu Prezydenckim powoduje trudne do odwrócenia straty wizerunkowe w reputacji naszego kraju oraz czasochłonne do odwrócenia szkody w coraz bardziej zdewastowanym systemie prawnym państwa oraz demoralizacji państwowych instytucji – TVP, Polskie Radio, Trybunał Konstytucyjny czy Komisja Nadzoru Finansowego. Po drugie – przesunięcie terminu wyborów prezydenckich jest możliwe poprzez wprowadzenie stanu nadzwyczajnego,

Nikt nie szanuje Andrzeja Dudy, ale szczególnie nie szanuje go środowisko PiS

Bilans sukcesu Andrzeja Dudy ws. TVP: Jacek Kurski jako doradca zarządu być może zarobi 1000 zł mniej niż zarabiał jako prezes spółki i jakoś przetrzyma do maja, a w maju wygra "konkurs" na prezesa. To, że Andrzej Duda nie potrafił za 2 mld zł kupić od swoich kolegów wyrzucenia Jacka Kurskiego z TVP to jedno. To, że Andrzej Duda nie potrafił za 2 mld zł ochronić swojej Marzeny Paczuskiej z zarządu TVP przed zawieszeniem jej w tym zarządzie to drugie. Ten prezydent to beka. Andrzej Duda nie musiał jechać na Żoliborz po opierdol od szeregowego posła - szeregowy poseł przyjechał opierdolić Andrzeja Dudę do BBN, a ustawienie głowy państwa do pionu zajęło szeregowemu posłowi 11 minut - mniej niż wymiana żwirku w kociej kuwecie. Tyle mu się udało. Jak Andrzej Duda poradzi sobie z tym, że dla Jarosława Kaczyńskiego nawet Jacek Kurski jest ważniejszy niż on? Jak zawsze.

Dzisiejszy dzień Andrzeja Dudy bardzo pomoże Kidawie-Błońskiej

Zaczęło się z samego rana, gdy rzecznik prezydenta Błażej Spycharski nazwał Władysława Kosiniaka-Kamysza popychadłem Donalda Tuska. Nie lubię prezesa PSL, ponieważ zniszczył Koalicję Europejską, a potem wmawiał ludziom, że buduje własną koalicję, gdy tymczasem po prostu wpuścił na listy wyborcze swojej partii Pawła Kukiza i jego ludzi i walczył o przekroczenie progu 5%, a bał się progu 8%, który muszą przekroczyć koalicje oraz za to, że jako kandydat na prezydenta opowiada bzdury, ale popychadłem Donalda Tuska ani kogokolwiek innego z Platformy Obywatelskiej nigdy nie był. Słabością Władysława Kosiniaka-Kamysza jest to, że wewnątrz partii jest zakładnikiem Jarosława Kalinowskiego, Adama Struzika i Marka Sawickiego, ale to materiał na zupełnie oddzielny tekst. Błażej Spycharski nie poprzestał jednak na obrażeniu konkurenta swojego pryncypała w wyborach prezydenckich. Postanowił bowiem na niemal jednym oddechu obrazić żonę Andrzeja Dudy i stwierdził bez choćby cienia zażenowania, że