Przejdź do głównej zawartości

Akademik i studia – tragedii nie ma, ale nadal trzymajcie kciuki

Gdy pierwszy raz zobaczyłem segment, w którym będę mieszkał, ręce mi opadły. Kuchnia, w której śmierdzi, w łazience też nieprzyjemny zapach. Dwa dwuosobowe pokoje. Jeden większy, drugi mniejszy. Przyjechałem jako ostatni więc nie miałem wyboru – mój jest ten mniejszy. W pokoju – biurko mniejsze od tego, które mam w domu, a zamiast wersalki – tapczan z szufladą w środku. Mimo, że tapczan jest miękki, do wygodnych nie należy, bo, gdy po przebudzeniu, chcę usiąść, krawędź szuflady boleśnie mnie uwiera. Jest też regał i nocna szafka. Mam do dyspozycji pięć półek i część miejsca na wieszaki. W regale jest też szafka z drzwiczkami, ale jeszcze z niej nie korzystałem. Pierwotnie, moje biurko nie miało dostępu do gniazdka z prądem, ale na szczęście współlokator zamienił się ze mną miejscami. Bez tego, korzystanie z laptopa byłoby niemożliwe. Dwóch współlokatorów jest pełnosprawnych, a trzeci miał wypadek. Ten z wypadku jest bardzo konfliktowy. Sporo wysiłku wkładam w to, by go nie zniszczyć. Sytuacja była napięta, ale na razie obyło się bez rękoczynów. Pełnosprawni współlokatorzy są w porządku.

Na uczelnię jest z akademika około dwa kilometry, ale trasę tę pokonuję busem. Kierowca jest uprzejmy, pomaga mi wsiąść i wysiąść z auta. Na uczelni poruszam się o kulach. Jest tam bardzo ciepło więc ciągle jestem spocony. Od pierwszych chwil rzuciło mi się w oczy, że studenci to wyższa kultura niż licealiści. Gdybym w liceum poruszał się o kulach, zadeptaliby mnie w kwadrans. Na uczelni wszyscy ustępują mi miejsca więc mogę iść swobodnie. Tolerancja naprawdę ułatwia życie. Na roku jest prawie siedemdziesiąt osób więc naturalne, że większości jeszcze nie znam i zdarza mi się mylić imiona, ale mam już kilka numerów telefonów. Mszę wspomnieć, że w liceum nawiązanie kontaktu zajmowało mi kilka dni, a dziś wystarczy kwadrans. To najlepiej pokazuje pozytywną przemianę, która zaszła we mnie od 2007. Większość z tych, z którymi miałem okazję rozmawiać, to ludzie życzliwi i pomocni.

Większość wykładowców sprawia dobre wrażenie, jak na razie, tylko jeden zasługuje na miano kretyna. Wczoraj byłem na dość ciekawym wykładzie na temat prawa pracy. Czy wykładowcy naprawdę są fajni, okaże się w czasie sesji egzaminacyjnej.

Jutro jadę do domu.

Ps. Jeśli ktoś jest zaniepokojony brakiem polityki, uspokajam – nadal kocham politykę, jestem lojalny wobec Grzegorza Schetyny i wciąż uwielbiam Stefana Niesiołowskiego.

Komentarze