Przejdź do głównej zawartości

Leszek Miller grabarzem lewicy

Wiele wskazuje na to, że po tegorocznych wyborach parlamentarnych, w Sejmie nie będzie żadnej lewicowej formacji. Nie wiem dlaczego Janusz Palikot uparł się być lewicowy, bo jak dla mnie, on jest liberałem i nie ma w tym nic złego – ja też jestem liberałem. Jeśli w Sejmie zasiadać będą posłowie PO, PiS oraz PSL, będziemy mieli absolutny tryumf prawicowej myśli, a bardzo często wręcz braku jakiejkolwiek myśli. Nie będzie to sytuacja ani normalna, ani pożądana, ale takie będą skutki postępowania Leszka Millera.

Jako stały zwolennik Unii Europejskiej, bardzo długo byłem niezbyt krytyczny wobec Leszka Millera, który jako premier wprowadzał Polskę do UE. Druzgocąca porażka kierowanego przez Millera Sojuszu Lewicy Demokratycznej w ostatnich wyborach samorządowych, z wynikiem 28 radnych na 16 sejmików województw oraz wystawienie do wyborów prezydenckich politycznego zera, czyli Magdaleny Ogórek, powinno spowodować u szefa SLD daleko idącą autorefleksję i okazanie przynajmniej umiarkowanej pokory.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Leszek Miller w sprawach zagranicznych postanowił tańczyć na nutach Władimira Putina i wywołać w Polakach falę anty-ukraińskiego absurdalnego nacjonalizmu. W polityce krajowej zaś, pan Miller postanowił upomnieć się o 400 zł miesięcznie dla każdej „ofiary Balcerowicza” - kogoś komu w III RP żyje się gorzej niż w umiłowanym przez lidera SLD PRL-u.

Sam Leszek Balcerowicz przyznaje, że w reformach, które przeprowadzał będąc ministrem finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego nie wszystko się udało i są w naszym kraju ludzie, których status materialny nie jest odpowiednio wysoki. Pamiętając o tym należy jednak uczciwie powiedzieć, że nie ma na świecie człowieka, któremu wszystko się udało i nie ma żadnych kłopotów. Historia pokazała już, że duet Mazowiecki - Balcerowicz był najlepszym dla Polski z wówczas możliwych i mimo krótkiego czasu sprawowania władzy, bardzo popchnęli kraj do przodu i powinniśmy być im wdzięczni.

Leszek Miller powinien mocno zastanowić się czy „ofiar Balcerowicza” nie jest mniej niż ofiar PZPR. Tego typu wygłupy świadczą o desperacji szefa SLD, którego okręt tonie, a szalupy ratunkowej nie ma i nie będzie. Nawet jeśli w wyborach parlamentarnych Sojusz zyska głosy jakieś niewielkiej grupy emerytów, może zapomnieć współrządzeniu krajem, ponieważ nie przyciąga do siebie ludzi, którzy mają lewicowe przekonania, ale nie są populistami, rusofilami i nie było ich na świecie w okresie PRL-u.

Sejm bez lewicy będzie dziwny, ale nie ma co płakać po ludziach, którzy ciężko pracowali na własną katastrofę.

Komentarze