Od pierwszych dni po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość od przechodzącej do ław opozycji Platformy Obywatelskiej, rozpoczęła się niespotykana na przestrzeni trzech dekad po upadku komunizmu kadrowa czystka. Czystka ta nie była podyktowana troską o jakość sprawowania funkcji publicznych czy jakość usług świadczonych przez państwo na rzecz obywateli. Główny, jeśli nie wyłącznym, celem personalnych roszad na niemal każdym szczeblu niemal każdej instytucji publicznej nie znajdującej się w zarządzaniu samorządu terytorialnego było uwłaszczenie się na państwowym majątku.
Chodziło o to, aby wyrównać sobie „straty” materialne wynikające z ośmiu lat zasiadania w sejmowych ławach należnych opozycji, aby dorobić się osobistego majątku oraz możliwie skrupulatnie przygotować się w czasie sprawowania władzy na czas po tej władzy utraceniu. Stąd karuzele na stanowiskach prezesów państwowych spółek, gdzie często res zasiadania w danym fotelu nie przekraczał roku. Trzeba przecież nakarmić znacznie więcej osób niż jest firm pod kontrolą Skarbu Państwa. Stąd absurdalnie zwiększony udział Skarbu Państwa w krajowym sektorze bankowym poprzez repolonizację tych firm, która była „dostawą” tysięcy nowych miejsc pracy znajdujących się pod polityczną kontrolą. Na interes ekonomiczny spółek nikt uwagi nie zwracał, a to zaowocowało obniżeniem ich giełdowych wycen nawet o kilkadziesiąt procent w skali roku.
Szczególnie drastycznym przykładem kadrowej czystki za „dobrej zmiany” jest znana na całym świecie stadnina koni w Janowie Podlaskim. Pod pretekstem niegospodarności wyrzucono z pracy człowieka, który był jej prezesem przez kilkadziesiąt lat, a jego miejsce zajmowali kolejni znajomi kolejnych ministrów rolnictwa. Efekty są takie, że z milionów zysku rocznie, który wypracowywano, zrobiono miliony strat. Dziś w SK Janów Podlaski brakuje pełnowartościowej karmy dla zwierząt, opieki weterynaryjnej oraz kowalskiej. Słowem – nasza narodowa chluba legła w gruzach, gdy do władzy doszli ci, którzy obiecywali wstanie z kolan po latach ucisku.
To jeszcze nie koniec. Sytuacja związana z epidemią koronawirusa ujawniła w naszym kraju zjawisko politycznej patologii na najwyższym państwowym szczeblu znaną nad Wisłą wyłącznie z doniesień zagranicznych działów polskich mediów obecnych na kierunku wschodnim – np. na Ukrainie. To tam zjawisko splatania się władzy z biznesem i wszechobecna korupcja są znakiem rozpoznawczym, jak w innych krajach produkty przemysłu spożywczego czy motoryzacyjnego. Oto bowiem brat ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego dostał od rządu 22 mln zł dotacji. Znajomy rodziny Szumowskich zarobił z kolei 5 mln zł na sprowadzeniu z Chin do Polski masek antybakteryjnych, które nadają się do wyrzucenia, ponieważ nie spełniają rygorystycznych, a niezbędnych norm jakościowych. Roześmiałbym się teraz widząc korzystne dla ministra Szumowskiego sondaże społecznego zaufania, ale Polska od dawna nie jest krajem, w którym żyjąc chce się śmiać. W zażenowanie wprawiają mnie zachwyty nad Łukaszem Szumowskim, który jako pierwszy minister zdrowia po 1989 roku ma ponoć szansę „odczarować” zajmowane przez siebie stanowisko i zdjąć z niego „klątwę”.
To nie jest bohater. Kiedyś będziecie się wstydzić noszenia go w lektyce, a ja będę wtedy pisał o tym z satysfakcją.
Komentarze