Przejdź do głównej zawartości

Prawdziwe rządzenie zawsze było za trudne dla PiS

Teksty (i to poważnych dziennikarzy) o chaosie w Prawie i Sprawiedliwości zapoczątkowanym wraz z zakończeniem trwającego od jesieni 2018 roku cyklu wyborczego można już liczyć w dziesiątkach. Ten stan najlepiej obrazuje, co PiS opanowało do perfekcji – propagandę sukcesu, szykanowanie oponentów i obiecywanie wszystkiego każdemu. To nie zmieniło się od 2005 roku, gdy partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyła w Polsce władzę po raz pierwszy.

Prawdziwe rządzenie zawsze było za trudne dla PiS. Co konkretnie mam na myśli? Rozwiązywanie codziennych problemów zwykłych ludzi poprzez konsekwentne i zaplanowane usprawnianie funkcjonowania państwa w tak wielu różnych dziedzinach, aby realnie każdemu żyło się lepiej i to bez względu na płeć, orientację seksualną czy sympatie polityczne. To wymaga pełnej władzy, a zatem sytuacja, w której partia ma samodzielną większość w Sejmie i swojego prezydenta, a do niedawna również samodzielną większość w Senacie jest wymarzona do możliwie jak najgłębszego zreformowania kraju po to, aby cywilizacyjnie popchnąć go do przodu o kilka dekad.

Co jednak zrobiło Prawo i Sprawiedliwość mając te wszystkie instrumenty w rękach swojego prezesa? Skupiło się na zawłaszczaniu mediów publicznych, niszczeniu wymiaru sprawiedliwości i zastraszaniu konkretnych grup społecznych, które co jakiś czas upominały się o swoją godność. Żadna dziedzina, z którą zwykły obywatel styka się niemal każdego dnia nie została usprawniona i to się nie zmieni do jesieni 2023 roku, ponieważ do tego trzeba mieć merytoryczne przygotowanie – wiedzę, doświadczenie, odwagę, determinację i umiejętność perspektywicznego spojrzenia na dany obszar działania tego, co publiczne.

Trwająca od 13 lipca wewnętrzna wojna o stanowiska i wpływy w obozie rządzącym to nie jest spór o jakość życia zwykłych zjadaczy chleba – to działanie napędzane świadomością, że tu i teraz trzeba jeszcze coś dla siebie wywalczyć, bo trzecia kadencja większości w parlamencie przydarzy się po latach w opozycji albo wcale. Postępowania sądowe trwają dłużej, a sądowe opłaty są wyższe, modernizacja armii jest tylko na papierze, a system ochrony zdrowia jest w takim stanie, że strach zostać pacjentem. Dziura budżetowa już dziś wynosi ok. 100 mld zł, a kryzys gospodarczy na dobre jeszcze się nie zaczął. To wszystko wykracza poza alternatywną rzeczywistość kreowaną na potrzeby partii rządzącej przez rządową telewizję, a planu działań nie ma, nie wiadomo kiedy będzie i czy w ogóle będzie jakiś plan.

Ostatnie sześć lat upłynęło ludziom Jarosława Kaczyńskiego na przejadaniu owoców globalnej koniunktury, a to nie wymaga żadnych kompetencji – wystarczy, aby do ubikacji nie było daleko. Ten czas jednak nieuchronnie się kończy, a prawdziwa troska o państwo wymaga od ludzi pełniących w nim najważniejsze funkcje postaw bardziej zaawansowanych niż leżenie na twarzy przed szeregowym posłem.

Komentarze