Przejdź do głównej zawartości

Współczuję uczniom i studentom

To nie będzie kolejny tekst o tym, że Przemysław Czarnek – mimo posiadania poważnego tytułu naukowego – jest zupełnym imbecylem, w którym po raz 93-ci padną cytaty świadczące o tym, że ten pan nienawidzi ludzi – od tego są inni, ja chcę skupić się na innym aspekcie tematu jego nominacji na szefa połączonego ministerstwa edukacji i nauki.

Trybunał Konstytucyjny nigdy nie podniesie się po Julii Przyłębskiej, Krystynie Pawłowicz i Stanisławie Piotrowiczu, a edukacja dzieci i młodzieży oraz szkolnictwo wyższe przez dwie dekady będzie podnosiło się po Annie Zalewskiej, Dariuszu Piontkowskim i Przemysławie Czarnku. Pierwsza skazała dzieciaki spoza wielkich aglomeracji na coraz gorsze wykształcenie, drugi abdykował mentalnie z pełnionej funkcji w obliczu COVID-19, a trzeci swoim prymitywnym radykalizmem przelicytuje dwoje poprzedników i odciśnie potworne piętno, które sprawi, że szkoła i studia nie będą tym, co człowiek chce pamiętać.

Muszę być uczciwy: Edukacja od szkoły podstawowej do matury była mi potrzebna wyłącznie po to, aby potrafić czytać, pisać i liczyć, a sama matura była mi potrzebna wyłącznie po to, aby przekroczyć próg wydziału uczelni wyższej – do niczego innego. Nie mogę napisać, że na tym etapie edukacji poznałem cudownych nauczycieli, którzy byli dla mnie wsparciem, wzmacniali mnie i kształtowali pod kątem poradzenia sobie w życiu – tak nie było i najlepiej pominąć milczeniem tamten etap.

Zupełnie inaczej było na studiach. To tam poznałem najlepszych ludzi, jakich poznać mogłem. Gdy jesienią 2013 roku zaczynałem studia licencjackie na Wydziale Nauk Ekonomicznych i Prawnych Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach w sensie personalnym był on praktycznie filią Wydziału Prawa i Administracji UMCS w Lublinie. prof. Andrzej Wrzyszcz, prof. Henryk Wyrębek, dr Sylwester Jaśkiewicz, dr Przemysław Czernicki, dr Michał Krawczyk i dr Paweł Krawczyk (bracia bliźniacy) to ludzie, którzy sprawili, że studia były wielką przyjemnością i nie miałem poczucia straty czasu – bardzo porządni ludzie i świetni fachowcy. Pisanie pracy licencjackiej (o strefie euro) pod opieką dr Jolanty Bucińskiej było najprzyjemniejszym, co mnie w życiu spotkało i choć obroniłem pracę na 5, po powrocie do domu byłem załamany, że ten czas skończył się bezpowrotnie. Do dziś mamy ze sobą kontakt, a nasze relacje są przyjacielskie.

Gdy w latach 2016-2018 byłem studentem magisterskim, już tak fajnie nie było i to nie z powodu wyższego poziomu trudności. Wydział przestał być personalną filią UMCS, ponieważ wykładowcy zrezygnowali z Siedlec lub zrezygnowano z nich, gdy władze uczelni postanowiły przypodobać się nowej władzy i to jeszcze zanim ta władza w ogóle spojrzy w stronę Siedlec. Atmosfera na uczelni była coraz bardziej nerwowa, a przebywanie w jej murach przestało być frajdą. Od końcówki 2017 roku chodziło mi już tylko o to, aby dokończyć to, co zacząłem.

Minister Czarnek nie odbuduje tego, co było dobre, a zapewne pogłębi zjawiska negatywne. Szkoda, bo ludzi, którym przydałby się komfort studiowania na pewno jest wielu – wielu przecież ma poczucie bezsensowności wcześniejszej edukacji – straty czasu, absurdalnych lektur, uczenia się tego, co potrzebne jest tylko w szkole. Wielu też nie może w procesie edukacji liczyć na wsparcie najbliższych i wtedy zaczyna się prawdziwy dramat.

Komentarze