Przejdź do głównej zawartości

Co dalej z PiS-em? Aborcja to wcale nie musi być równia pochyła

Nie ma już żadnych wątpliwości, że kryzys wokół zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej wywołany przez magister Julię Przyłębską jest największym kryzysem Prawa i Sprawiedliwości od objęcia władzy w Polsce jesienią 2015 roku. Nie oznacza to jednak, że dla środowiska Jarosława Kaczyńskiego rozpoczęła się już równia pochyła, która doprowadzi do upadku rządu i zmiecie jego partię do ław opozycyjnych. Tak się wcale nie musi stać. Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości są niezwykle lojalni wobec tej partii – czują się niemal członkami PiS, choć jedynie głosują na tę partię. Takie przywiązanie ludzi do tej formacji to jej ogromny kapitał, którego przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego nie powinni lekceważyć i mogą być pewni, iż prezes zrobi wszystko, aby wykorzystać to na swoją korzyść.

Wszyscy dostaliśmy w poprzedniej kadencji parlamentu bardzo bolesną lekcję rozminięcia się z nastrojami społecznymi, gdy tak bardzo skupiliśmy się na obronie Trybunału Konstytucyjnego i tak długo tkwiliśmy w tym, że aż utraciliśmy wiarygodność w mówieniu na jakikolwiek inny temat. Sprawa aborcji to kolejny taki temat i jeśli zbyt długo będziemy skoncentrowani wokół tego, możemy znowu utracić wiarygodność, a wtedy znowu przegramy wszystko, co powinniśmy wygrać.

Co może zrobić Jarosław Kaczyński, aby jego partia wyszła z kryzysu? Wycofać się z zaostrzenia prawa aborcyjnego. Prezes PiS nienawidzi robić kroku w tył, brzydzi się kompromisem i wyklucza przyznanie się do błędu, ale jeśli to zrobi, ośmieszy tę część opozycji, która domaga się aborcji bez ograniczeń. Może również zrobić to, co robić uwielbia i w czym jest najlepszy – gasić pożar benzyną, czyli dla zażegnania jednego kryzysu wywołać kolejny kryzys i mieć nadzieję, że propaganda TVP zrobi resztę, a co nieco pomoże mu też ta część opozycji, która wyskoczy z pomysłem zmiany konstytucji jak ostatnio prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Nic to, że protesty są tu i teraz, a dziś zgłoszony projekt zmiany ustawy zasadniczej musi leżeć w Sejmie przez trzydzieści dni czekając na początek prac nad nim, a potem trzeba jeszcze powołać specjalną komisję, a gdy projekt opuści Sejm, na jego rozpatrzenie 60 dni ma Senat, a zatem zmiana konstytucji zajmie w najlepszym razie kilka miesięcy. Chciał rolnik z Krakowa zaistnieć, to zaistniał.

Nie frekwencja na protestach oraz ich liczba w skali kraju najbardziej przerażają polityków PiS i tych, którzy dzięki tej partii najadają się do syta w państwowych spółkach. Dla partii rządzącej problem zaczyna się wtedy, gdy protesty nie ograniczają się do największych miast, gdzie i tak nie mają czego szukać, więc próbują te miasta wziąć głodem, a rozlewają się na miasta powiatowe, gdzie PiS – również na skutek wieloletniej bierności innych środowisk politycznych – zbudował sobie bardzo mocną pozycję. Od dawna wiadomo, że to powiaty decydują o wynikach wyborów, a nie Warszawa, Poznań, Łódź czy Gdańsk. To nastroje na poziomie setek miast powiatowych są kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji. Czego Kaczyński na pewno zrobić nie może? Rozdać ludziom kolejnej części ich własnych pieniędzy i powiedzieć, że to dar partii dla ludu. Kasa państwa od dawna świeciła pustkami, a gospodarcze spowolnienie wywołane pandemią koronawirusa dodatkowo obnażyło ekonomiczną słabość tej ekipy.

Co powinna robić opozycja? Po pierwsze – nie przeszkadzać PiS w gniciu. Po drugie – określić te grupy Polaków, o których głosy chce walczyć i najdokładniej jak się tylko da zbadać, które sprawy są dla tych grup kluczowe, które bardzo ważne, które po prostu ważne, a które po prostu istotne. Opozycja musi tego dokonać na podstawie socjologicznych badań i analiz, a nie na podstawie wpływowych redakcji, dla których Polska poza stolicą kraju właściwie nie istnieje i w sumie nie ma znaczenia.

Wtedy Kaczyński przegra. Magiczne zaklęcia nie pomogą żadnej ze stron.

Komentarze