Przejdź do głównej zawartości

Zagubiony jak Rafał Trzaskowski

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie ma najlepszego czasu. Od momentu, gdy przewodniczącym Platformy Obywatelskiej ponownie został Donald Tusk i w ostatniej chwili zablokował plan rozbicia partii od środka przez niedawnego kandydata na głowę państwa, gospodarz stolicy zdążył: 

  • ogłosić kilka (jak nie kilkanaście) inicjatyw społeczno-politycznych pod własnym przywództwem, aby następnie oburzać się na pytania, kiedy słowa staną się ciałem;
  • zrobić na stojąco coś w rodzaju politycznego eventu, aby pytający się odczepili;
  • oznajmić, że i tak nie uda mu się utrzymać przy sobie znaczącej części tych, którzy widzieli w nim mieszkańca Pałacu Prezydenckiego, a także stworzyć doroczne, trwające kilka dni spotkanie dyskusyjne znane jako "Campus - Polska Przyszłości".

Likwidacja TVP Info, czyli jestem zdesperowany i każdy musi się o tym dowiedzieć

Niby dużo tej aktywności Rafała Trzaskowskiego, mogłoby się wydawać, że haruje w trudzie i znoju od świtu do nocy, ale gdyby nie "Campus", mógłby stracić na rozpoznawalności, ponieważ w skali ogólnopolskiej wiele ogłasza, ułamek z tego nabiera realnych kształtów i praktycznego wymiaru. Albo też ogłasza coś wybitnie niefortunnego i usiłuje to zrealizować, mimo iż wszyscy już dawno machnęli na to ręką i wrócili do codziennych zajęć. Przykładem tego drugiego jest pomysł likwidacji TVP Info, ponieważ nominaci Prawa i Sprawiedliwości w rządowej telewizji zrobili z tego niegdyś kanału informacyjnego, wylęgarnię manipulacji, kłamstw, insynuacji, pomówień i nagonki na oponentów Jarosława Kaczyńskiego.

Po ludzku to nawet zrozumiałe, bo syf, który wylewa się z ekranów tej stacji, jest wszechogarniający i bezkresny, ale z politycznego punktu widzenia, pomysł ten ośmiesza samego Rafała Trzaskowskiego i Platformę Obywatelską. Można bowiem pomyśleć, że środowisko to jest tak słabe, że tylko likwidacja tego, co niewygodne, może dać mu oddech przed jesiennymi wyborami do Sejmu i Senatu i znacząco przybliżyć je do przejęcia władzy w kraju.

Duże miasta nie wystarczą, aby wygrać wybory, a w powiatach Platformy właściwie nie ma

Problem polega zaś na czymś zupełnie innym. Nie na tym, że TVP Info lansuje PiS do upadłego, ani nawet nie na tym, że stacja ta ma niemal sto procent zasięgu technicznego, a konkurencyjne TVN24 i Polsat News najwyżej 60%, co oznacza, że rządowa stacja dociera do niemal każdego Polaka, a dwie prywatne do niewiele ponad połowy z nich. Problem polega na tym, że formacja Jarosława Kaczyńskiego jest od lat konsekwentnie obecna w ponad trzystu powiatach, a Platforma w rzeczywistości jest obecna jedynie w miastach wojewódzkich. Duże miasta to natomiast zbyt mały procent ludności, aby w mobilizacyjnym pojedynku z mieszkańcami Polski gminnej i powiatowej przy urnie wyborczej przechylić szalę zwycięstwa na stronę tych kojarzonych z dzisiejszą opozycją.

Odpuszczenie powiatów wynika z lenistwa Platformy oraz niechęci do wydawania partyjnych pieniędzy, choć pochodzą one w ogromnej większości z subwencji z budżetu państwa, nie zaś ze składek członkowskich. Mowa tutaj o kilkudziesięciu milionach złotych.

Powiatów w Polce jest bodaj 314. Szacując miesięczny koszt wynajmu jednego lokalu na cele biurowe na 2000 zł, wychodzi niespełna 700 tys. zł. Drugie tyle należy wydać jednorazowo na umeblowanie biur, ale tutaj koszty można byłoby podzielić po połowie na partię oraz na posłów, którzy w owych biurach będą otwarci na rozmowy z mieszkańcami. Skąd wziąć te ok. 700 tys. zł miesięcznie, które w skali roku będzie wydatkiem na poziomie 9-10 mln zł? Z porządnie oprocentowanych, negocjowanych lokat bankowych, na których umieszczona powinna być część zasobów finansowych partii. Wszystko legalne, wszystko możliwe i na wyciągnięcie ręki.

Dlaczego Platforma nie buduje swojej stałej obecności tam, gdzie jest najwięcej jej potencjalnych wyborców i dlaczego konsekwentnie tkwi w tej bierności, choć przegrywa z partią Kaczyńskiego kolejne wybory i nie potrafi trwale przebić poziomu 30% poparcia, mimo iż jest marzec 2023 r., a najbliższe otoczenie obecnego lidera PO było pewne, iż tę psychologiczną granicę trwale przekroczą już we wrześniu 2021 r.? Zupełnie tego nie rozumiem. Tak samo, jak tego, dlaczego tworzenia biur w powiatach nie wyegzekwował przewodniczący Grzegorz Schetyna, choć jako legendarny sekretarz generalny tej partii powinien najlepiej zdawać sobie sprawę z wagi tej kwestii.

Rafał Trzaskowski ma o czym myśleć...

Obecny gospodarz stolicy zużywa się na tym stanowisku znacznie szybciej niż jego poprzedniczka, nie ma w nim tej energii i pasji, gdy mówi o sprawach miasta, którą miała Hanna Gronkiewicz-Waltz, choć była prezydentem aż 12 lat, a Trzaskowski jest nim niespełna pięć. Ludzie, którymi się otoczył, też nie budzą powszechnego entuzjazmu. Zaledwie kilka dni temu Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało sekretarza Warszawy Włodzimierza Karpińskiego, a prokuratura postawiła mu zarzut korupcji na kilka milionów złotych. Problem nawet nie w tym, że Karpiński został zatrzymany, bo Prawo i Sprawiedliwość uwielbia organizować pokazówki z użyciem służb, ale w tym, że sąd przychylił się do wniosku o trzymiesięczny areszt dla niego. To wszystko musi budzić niepokój i powinno dawać do myślenia.

Komentarze