Przejdź do głównej zawartości

Pierwsza tak poważna szansa na odebranie wsi partii Kaczyńskiego

Start Michała Kołodziejczaka z list Koalicji Obywatelskiej może być prawdziwym przełomem w kampanii wyborczej – większym nawet niż marsze 4 czerwca i 1 października łącznie. Donald Tusk próbuje odebrać wieś Jarosławowi Kaczyńskiemu i pierwszy raz dzieje się to naprawdę na poważnie.

Zmarnowana szansa PSL

Gdy Polskie Stronnictwo Ludowe zostało rządowym koalicjantem Platformy Obywatelskiej, szefowie Ludowców dostali od Donalda Tuska niebywały prezent: Lider PO zrezygnował z ekspansji swojej partii na powiaty i gminy. Świadomie zostawił ten teren Pawlakowi, Piechocińskiemu i Kosiniakowi-Kamyszowi. W zamian oczekiwał w zasadzie tylko jednego: Nie pozwólcie, aby Kaczyński i jego partia rozbudowali swoje wpływy na terenach rolniczych. Tusk wiedział bowiem, że Prawo i Sprawiedliwość jest dużą i prężną formacją, a będąc w sejmowej i senackiej opozycji, będą mieli mnóstwo czasu na jeżdżenie po kraju.

Problem polega na tym, że kolejni liderzy Polskiego Stronnictwa Ludowego byli tak bardzo skoncentrowani na sobie i swoim terenowym zapleczu, że blokowanie ekspansji partii Kaczyńskiego w powiatach i gminach zupełnie ich nie interesowało. Kaczyński i jego ludzie zaczęli na wsi rozpychać się i budować swoje stałe przyczółki, które z upływem czasu zaczęły stanowić bardzo istotną przewagę jego formacji nad polityczną konkurencją – nie tylko nad Platformą Obywatelską i lewicowym planktonem, ale także nad Ludowcami, którzy byli z terenów rolniczych stopniowo wypychani, a niemal zupełnie zlikwidowani zostali, gdy po przejęciu władzy PiS przejęło terenowe odziały ZUS, KRUS I ARiMR.

Schetyna ciężko pracował, ale efektów nie było, Tusk stanął przed dylematem

Gdy szefem PO został Grzegorz Schetyna, zarządził prawdziwy szturm jego formacji na powiaty i gminy – za jego czasów odbyły się tysiące spotkań przedstawicieli Platformy z mieszkańcami. W wyborach parlamentarnych 2019 r. nie przełożyło się to jednak na istotny wzrost poparcia i przejęcie władzy. Choć nie jest tak, że Platforma Obywatelska nie ma posłów zajmujących się tematami ważnymi dla rolników, przewodniczący Donald Tusk stanął przed dylematem: Odpuścić wieś albo zagrać naprawdę ostro. Z całym szacunkiem dla polityków PO zajmujących się sprawami wsi, nikt poza ich partią nie wie, że oni się tym zajmują. Michała Kołodziejczaka kojarzą w Polsce wszyscy i wszyscy wiedzą, który obszar gospodarki jest dla niego istotny.

Dlaczego Michał Kołodziejczak podjął dobrą decyzję? Dlatego, że jego AgroUnia dostanie od Platformy Obywatelskiej wsparcie infrastrukturalne do ekspansji na tereny rolnicze. Formacja Donalda Tuska nic na tym nie straci, a jeśli Kołodziejczakowi i jego współpracownikom uda się istotnie osłabić pozycję Prawa i Sprawiedliwości na tym poziomie kraju, PO i tak na tym zyska, choćby przez to, że będzie mogła spokojniej działać. Przy okazji, AgroUnia pokaże miejsce w szeregu terenowym przedstawicielom Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy mimo iż dawno polegli w konfrontacji z Kaczyńskim tam, gdzie powinni czuć się jak u siebie, nie współpracują z Platformą i bardzo często okazują wrogość jej działaczom.

Czy szansa na sukces Kołodziejczaka i Tuska jest duża? Za wcześnie na ocenę – kluczowy będzie wrzesień. Panika i histeria przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości pokazuje jednak, że sami sądzą, iż mają przez ten sojusz poważne kłopoty.

 

Donald Tusk i Michał Kołodziejczak / fot. Radek Pietruszka / PAP

Komentarze